Pewnego poranka Maksio i Majka obudzili się z czerwonymi nosami jak u klauna. Z trudem otwierali oczy, a po czole spływały im krople potu. Dopadła ich choroba. Na ich widok Kaszko posmutniał. Chciał się z nimi pobawić.
„Nie mogę tego tak zostawić” – stwierdził w duchu Kaszko. – „Przygotuję im uzdrawiający napar, który postawi ich na nogi. Tylko jak się go przyrządza?”. Duszek rozmyślał i rozmyślał, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć.
W krainie Figle-Migle rośnie mnóstwo leczniczych ziół i jest tu wiele miejsc, w których można je zbierać. Jest tu też wiele sadów, w których rosną owoce i warzywa. Figle-Migle to kraina mlekiem i miodem płynąca. Jednak zbierać zioła to jedno, a przygotować leczniczą miksturę to drugie.
„Może mam jakiś przepis w kieszeni?” – zastanawiał się Kaszko, przeszukując wszystkie trzydzieści sześć kieszeni i… NIC. Po chwili jednak oczy zabłysnęły mu z radości.
„Atanaz znał przepis na leczniczą miksturę” – przypomniał sobie wreszcie Kaszko. – „Przyjaciele, zaczekajcie tu na mnie. Zaraz wracam i wtedy się pobawimy”.
Kaszko włożył kapelusz, jaki nosił Indiana Jones i zniknął.
Atanaz żył czterysta lat temu w klasztorze w miejscowości Jasov. Kaszko mógł pojechać tam autobusem, ale musiał się spieszyć, dlatego użył sekretnej rośliny, która pozwoliła mu błyskawicznie przemieścić się na miejsce. W ten sposób zaoszczędził mnóstwo czasu.
„Klasztor wciąż wygląda wspaniale” – westchnął Kaszko i ruszył na poszukiwania tajemnej receptury. Najpierw sprawdził fontannę przed klasztorem. Potem przeleciał się wokół przepięknych rzeźb w kościele, które wyglądały jakby miały się zaraz poruszyć, a anioły sprawiały wrażenie jakby miały rozpostrzeć skrzydła i unieść się aż pod strop pokryty niesamowitymi malowidłami.
„Mam! Tam jest przepis, którego szukam!” – Kaszko poleciał w stronę fresków.
Okazało się jednak, że to tylko parę zwykłych napisów. Nie znalazł żadnego przepisu.
„Uwielbiam barok, a zwłaszcza pulchniutkie aniołki i muskularnych świętych. W całej krainie Figle-Migle ze świecą szukać piękniejszych” – pomyślał Kaszko.
Potem zajrzał do każdej celi w wielkim klasztorze, ale przepisu nie znalazł.
„Spróbuję jeszcze w bibliotece” – zamruczał pod nosem.
Przeleciał przez cztery ściany i znalazł się we wspaniałym wnętrzu wypełnionym aż po sufit starymi księgami. Sięgnął do kieszeni po zioło szybkoczytacza zwyczajnego i zabrał się do pracy. Przekartkował i przeczytał każdą księgę, jaką znalazł na półce. Dzięki magicznej roślinie poszło mu to nadzwyczaj gładko. Ale nie znalazł żadnej receptury na leczniczy napar.
„Wiem tylko, że będę potrzebował ziół” – stwierdził smutno.
W krainie Figle-Migle jest mnóstwo łąk, po których można wędrować, gdzie można odpoczywać i wdychać przepiękny zapach kwiatów i ziół. Na łące bez problemu znalazłby lecznicze rośliny. Ale nie miał na to teraz czasu.
„Zioła rosną przecież w ogrodzie klasztornym” – przypomniał sobie duszek. – „Może tam znajdę przepis”.
Przeszedł przez cały ogród, odkrywając ciekawe drzewa, byliny, krzewy, ale receptury wciąż nigdzie nie było.
Przyszło mu do głowy coś jeszcze. Otóż jego pradziadek i praciotka, a także wszyscy mieszkańcy Jasova, także ci, którzy przybyli w to miejsce, zapisywali swoje sekrety na ścianach jaskini. A jaskinia znajdowała się zaledwie parę kroków od klasztoru.
Kaszko pobiegł wiec do jaskini, uważnie przejrzał ścianę po ścianie, od wejścia aż po sam koniec, czytając napisy. Były one w różnych językach, ale przepisu wciąż nie było.
„Rozejrzę się jeszcze wokół stalagmitów i stalaktytów” – pomyślał, dostrzegając ich niezwykłe piękno.
Jedne rosną z góry, drugie od dołu. Są też takie, które leżą na ziemi. I takie, które wyglądają jak krasnoludki albo anielskie skrzydła. Znalazł mnóstwo napisów, ale żadnego, który mógłby choć trochę przypominać recepturę na leczniczy napar.
„Muszę się zastanowić” – powiedział sam do siebie i położył się na leżaku w jednej z sal groty.
Miejsce to odwiedzają osoby mające problemy z oddychaniem. Teraz wylegiwał się tu Kaszko, oddychając powoli i zastanawiając się, gdzie szukać przepisu.
„Gdzie on może być?” – główkował duszek.
Nagle przypomniał sobie, że skarby ukrywano kiedyś w jednym miejscu jaskini. Pobiegł do klasztoru po kilof i zaczął kopać. Trochę przestraszył się kości prehistorycznych zwierząt, które znalazł, ale kopał dalej. Była to bardzo ciężka praca, a on wiedział, że nie wolno niszczyć jaskini. Musiał jednak jak najszybciej uzdrowić przyjaciół, a poza tym wiedział, że liście strupkowiny zwyczajnej sprawią, że po kopaniu nie będzie ani śladu. I kiedy tak wytrwale, w pocie czoła kopał, złamał mu się kilof.
Rozmyślał więc, co dalej, gdy usłyszał klasztorne dzwony, których dźwięk przypomniał mu pewne miejsce.
„Muszę lecieć do Medzeva! To tylko parę kilometrów stąd” – powiedział sam do siebie.
W Medzevie Kaszko zatrzymał się na podwórzu okazałego domu. Zapukał do drzwi, zza których odezwał się czyjś głos: „Chwileczkę, zaraz podejdę! Proszę wejść do środka”.
Kaszko otworzył drzwi, a jego oczom ukazało się fascynujące wnętrze. Był to dom pełen starych aparatów fotograficznych, kamer i zdjęć. Na ten widok przypomniał sobie ciocię Amelię, która sto lat temu pracowała jako modelka.
„Jest!” – Kaszko rozpoznał ją na jednym ze zdjęć. W tej samej chwili zjawił się uśmiechnięty mężczyzna.
„Do muzeum?” – zapytał.
„Chodziło mi raczej o kuźnię. Czy ona jeszcze działa?” – zaczął niepewnie Kaszko.
„Wszystko jest sprawne. Tu puszczamy wodę, dzięki której obraca się koło. Do koła przymocowany jest mechanizm, który wprawia w ruch ogromny młot. Tu właśnie powstają najlepsze kilofy, motyki i inne narzędzia” – wyjaśnił mężczyzna, usłyszawszy, co przydarzyło się Kaszkowi.
Po chwili poszli do kuźni, która znajdowała się na podwórzu. Rozgrzali do białości połamane kawałki kilofa, a uśmiechnięty mężczyzna wypuścił wodę, dzięki której koła zaczęły się obracać i używając w tym celu olbrzymiego młota, naprawili złamany kilof.
Po chwili narzędzie było jak nowe.
„Skoro mam już kilof, to przepis na leczniczą miksturę może chyba jeszcze chwilę poczekać” – pomyślał zadowolony z siebie Kaszko. – „Mam ochotę na coś słodkiego i szklankę domowej lemoniady”.
Przechodząc przez wieś, poczuł zapach świeżo upieczonego ciasta. Wszedł do domu, z którego dochodził aromat tradycyjnych wypieków i znalazł się dosłownie w innym świecie. Całe ściany były pokryte szalonymi obrazami, a wszędzie wokół były szalone rzeźby, krzesła i stoły, w których była ukryta niespodzianka. Znajdował się tam również piękny fotel, który mógłby należeć do króla krainy Figle-Migle.
„Czym mogę służyć?” – zapytał wesoły mężczyzna, który wszystkie te cudeńka sam stworzył, namalował, wyrzeźbił i wymyślił. Nazywał się Helmut. – „Dziś mamy świetną herbatę. Napar przyrządzony według prastarej receptury” – pochwalił się Helmut.
„Prastara receptura?” – zdziwił się Kaszko.
„Mam ją z Jasova, była ukryta w starym drzewie” – pokazał Kaszkowi przepis.
„Ależ to jest ten przepis! Przepis Atanaza! A czy mógłby pan zapakować jeszcze kawałek ciasta dla moich przyjaciół? A ja w tym czasie przepiszę sobie recepturę” – poprosił duszek.
„Jak chcesz” – machnął ręką Helmut i poszedł przygotować paczuszkę na wynos.
Kaszko zabrał pakunek i poleciał do przyjaciół.
W domu przygotował herbatę, która od razu postawiła na nogi Maksia i Majkę. Następnego dnia zabrał ich na wycieczkę do Jasova i do Medzeva. Tym razem jednak zamiast lecieć, pojechali autobusem.