Jak Kaszko pokazał przyjaciołom rybie miasto

Posłuchaj całej bajki.

Któregoś razu Kaszko postanowił zrobić niespodziankę swoim przyjaciołom Majce i Maksiowi. Rozejrzał się wokół. Ulica była opustoszała. Szybko podleciał do okna swoich przyjaciół i założył na głowę czarny kapelusz pirata, który przywiózł z długiej podróży. W krainie Figle-Migle nie ma piratów, no może z wyjątkiem tych drogowych, ale oni zwykle nie noszą kapeluszy.

Majka i Maksio siedzieli przy globusie i raz po raz wzdychali. 

„W tym roku nici z wyjazdu nad morze” – powtarzali ze smutkiem.

„A to niby czemu?” – odezwał się Kaszko.

„Co tu robisz?” – zdziwiły się dzieci. – „I dlaczego stoisz w oknie?”.

„Chciałem wam zrobić niespodziankę! A wy tu siedzicie i zamartwiacie się, że w tym roku nie będzie wakacji nad morzem”.

„Morze jest daleko, w tym roku zostaniemy w domu”.

„To wspaniale!” – uradował się Kaszko.

„No dzięki!” – odburknął Maksio.

„Zabiorę was nad morze. A nawet nad dwa morza!” – obiecał duszek.

„Dwa morza?” – zdziwiła się Majka.

„To co? Lecimy?” – zapytał Kaszko.

„Lećmy, lećmy!” – dzieci zerwały się ze swoich miejsc, Maksio szybko spakował plecak, a Majka dorzuciła do niego strój kąpielowy. Nagle coś im jeszcze przyszło do głowy.

„Kiedy wrócimy do domu?” – zapytało rodzeństwo.

„Wieczorem” – rzekł Kaszko. 

„Dziś wieczorem!?” – dzieci wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, ale ponieważ i tak nie miały nic do roboty, wybrały się ze swoim duszkiem.

„Chodźcie! Dzisiaj pojedziemy autobusem” – powiedział Kaszko.

Po chwili znaleźli się na dworcu, a jazda autobusem wcale im się nie dłużyła, bo Maksio i Majka planowali już, co będą robić na plaży.

Maksio zaproponował zakopywanie w piasku, Majka robienie babeczek i zbieranie muszelek.

„Beňatina, wysiadamy!” – pogonił ich Kaszko, gdy dojechali na miejsce.

Dzieci wysiadły, ale minki miały zawiedzione.

„Kaszko, przepięknie tu, naprawdę… Takie śliczne jeziorko i na dodatek ta malownicza okolica...” – zaczęła ostrożnie Majka.

„Tylko że to nie ma nic wspólnego z morzem!” – wtrącił Maksio. „Macie rację. Dziś jest tu jezioro, ale kiedyś faktycznie było morze. I to ogromne! Kilka milionów lat temu nie moglibyśmy się tu kąpać, bo w morzu grasowały rekiny, amonity, belemnity… – wyliczał gorączkowo Kaszko.

„I jeszcze stalaktyty, co?” – zażartował Maksio.

„Stalaktyty są w jaskiniach” – poprawił go Kaszko, nie rozumiejąc żartu.

– „Zaś amonity to takie dziwne stworzenia morskie. Kiedyś było ich tu pełno. Chodźcie, coś wam pokażę”.

Kaszko zaprowadził ich na niewielkie wzgórze na brzegu jeziora. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej motykę i łopatkę. Powoli zaczął kopać. Maksio zajrzał do swojego plecaka i po chwili trzymał w ręce młotek. I tak nie miał co robić, więc naśladował duszka. 

Nagle Kaszko krzyknął: „Zobaczcie to jest skamieniały amonit!” – i wyciągnął rękę, w której trzymał coś, co przypominało kamień.

„Wygląda jak muszla ślimaka” – zauważyła Majka.

„A tu są małe ząbki rekina” – pokazał małe wygięte zęby prehistorycznego drapieżcy.

„Patrzcie na to! Ten belemnit wygląda jak grot strzały. To był prehistoryczny pływak. Wasi dziadkowie i babcie znajdowali skamieniałe belemnity na polach. Myśleli, że to strzały Peruna, boga burz. Dziadkowie je zbierali, a babcie wymyślały receptury z ich użyciem , na przykład napój miłosny. Można powiedzieć, że przygotowywali wywary z prahistorycznych stworzeń” – śmiał się Kaszko.

Maksio i Majka rozchmurzyli się. Wyobrazili sobie babcię pijącą napój z prahistorycznego żyjątka, przekonaną o tym, że to magiczna strzała Peruna.

A skoro przypomnieli sobie babcię, Maksio znów sięgnął do plecaka i czegoś w nim szukał. Po chwili wyjął z niego jakiś kawałek metalu, włożył go między zęby i zaczął brzdękać układając usta w bardzo charakterystyczny sposób. Niepozorny kawałek żelaza wydawał przepiękne dźwięki. Przywodziły na myśl skaczącą żabkę, która raz po raz tańczy z konikiem morskim.

„Co to takiego, Maksiu?” – zaciekawił się Kaszko.

„To drumla” – wyjaśnił Maksio i podał kawałek żelaza duszkowi. – „Ale zdaje się, przyjacielu, że obiecałeś nam dzisiaj dwa morza” – przypomniał Maksio.

„Faktycznie. Niedaleko stąd znajduje się prawdziwe słowackie morze! Idziemy?”.

„W drogę!” – krzyknęły uradowane dzieci.

Majka z Maksiem zerwali się na równe nogi, ale Kaszko nie mógł przestać grać na drumli. Tak mu się spodobał ten dźwięk, że trudno mu było skończyć. 

„Idziemy już?” – niecierpliwiły się dzieci.

„Że co?” – Kaszko ocknął się z zadumy.

Dzieci spojrzały na siebie znacząco.

„No przecież idę!” – krzyknął Kaszko i ostatni raz brzdęknął na drumli.

Po chwili wsiedli do autobusu i pojechali dalej. Przez okno obserwowali migoczącą taflę wody, po której pływały łódki, a na brzegu odpoczywali wędkarze i bawiły się dzieci. Podróż minęła im w mgnieniu oka. Maksio znalazł w plecaku dwie pałeczki rytmiczne i wysuszone makówki. Od razu założyli kapelę i zaczęli grać.

„Jesteśmy na miejscu! Słowackie morze w krainie Figle-Migle”. 

Kaszko chciał uprzyjemnić przyjaciołom tę magiczną chwilę. Włożył drumlę między zęby, naciągnął drucik i… trzask-prask! Uderzył się w zęby i wargę.

„Auć! Wody!” – wrzasnął Kaszko.

Majka z Maksiem nabrali wody i przyłożyli mu do ust. Maksio oblizał palec. 

„Okłamałeś nas, Kaszko. Ta woda wcale nie jest słona!” – zarzucił Maksio obolałemu duszkowi.

„I co z tego?” – zdziwił się Kaszko.

„W morzu jest słona woda” – przekonywał chłopiec. 

„Każde morze na świecie jest słone z wyjątkiem słowackiego. A zresztą, czy to takie ważne, czy jest słone czy nie? Zobacz, jakie jest wielkie! Morze jest wtedy, gdy patrzysz na wodę i nie widzisz końca. I proszę bardzo – masz morze” – rozgadał się Kaszko i dopiero

po chwili zauważył, że dzieci wcale go nie słuchają i czegoś się przestraszyły.

Obrócił głowę i niemal omal nie upadł z wrażenia. Na powierzchni wody błyszczało chyba ze trzy tysiące dwieście pięćdziesiąt rybich głów raz po raz otwierających usta.

„Cześć. Co jest grane? Może niech jedna z was powie, o co wam chodzi!” – Kaszko był trochę zbity z tropu. 

Patrzył na ryby, które otwierają usta, lecz nic nie mówią.

„Że co? Potrzebujecie pomocy? Dobrze, dobrze. Zaczekajcie chwilę” – przemówił do ryb, po czym zwrócił się do dzieci:

„Idziecie ze mną?”.

„Dokąd?”.

„Pomóc rybom”.

„To ty potrafisz z nimi rozmawiać?” – pokręciła głową Majka.

„Czytam im z ust. Nauczyłem się tego od swojego prapraprastryja” – pochwalił się Kaszko. 

– „To jak? Idziecie?”.

Zanim zdumione dzieci zdążyły odpowiedzieć, Kaszko wyjął z kieszeni jakąś roślinę, włożył im po kawałku do ust i chwycił je za ręce. Nagle znaleźli się pod wodą. 

„To magiczna roślina, dzięki której będziecie mogli przez pół godziny pływać pod wodą i normalnie oddychać”.

Dzieciom rozbłysły oczy, chciały coś powiedzieć, ale jak tylko otworzyły usta, Kaszko wszedł im w słowo.

„Dobrze wam się zdaje. To zioło jest spokrewnione z rośliną, której używał Harry Potter”.

Dzieci wreszcie doszły do siebie, otworzyły szeroko oczy i oniemiały ze zdumienia. Pod wodą ujrzały bowiem całe rybie miasto. 

„Tu, gdzie dziś znajduje się zalew Šírava, kiedyś były pola i lotnisko, które zostały zatopione. A dziś miejsce to jest domem dla wielu gatunków ryb i żab. Mieszkają tu także raki i trzy zbłąkane żółwie”.

Patrzyli, jak małe rybki w pośpiechu przepływają wokół podwodnych wzgórz, zupełnie jakby spieszyły się na podwodne lotnisko. Zamiast drzew i kwiatów, rosły tu podwodne rośliny. Było przepięknie.

Pływali za ławicami ryb. Nagle zatrzymali się. Kaszko chyba coś sobie przypomniał. Ryby przywitały ich w swoim królestwie, którym był zatopiony budynek. Nie spodziewali się, że będą mieli okazję zwiedzić podwodny świat, ale ryby pokazały im wszystkie najciekawsze miejsca, do których zaglądają czasem nurkowie. Ich jednak nie interesuje towarzystwo ryb. Mieszkańcy podwodnego królestwa wydawali się zaszczyceni obecnością gości.   

„Potrzebujemy waszej pomocy” – powiedziały wreszcie ryby.
„Jeden z kominów budynku niebezpiecznie się przechylił. Boimy się, że może się zawalić i zrobić komuś krzywdę” – wyjaśniła jedna z ryb.

Kaszko z Maksiem bez mrugnięcia okiem podwinęli rękawy, popłynęli na dach i podparli komin drewnianą belką, która leżała nieopodal.

„Gotowe!” – na koniec przybili sobie piątkę i mrugnęli do Majki.

„Hurra! Dziękujemy!” – powiedziały chórem ryby.

„Uratowaliście nasze królestwo, przyjaciele. Macie naszą dozgonną wdzięczność! Wpadnijcie do nas kiedyś i przyprowadźcie ze sobą przyjaciół. Nad zalewem na pewno nie będą się nudzić” – zapewniała jedna z ryb.

Na pamiątkę, w dowód wdzięczności, dostali rybie łuski, które ponoć przynoszą szczęście. Ryby odprowadziły ich na brzeg.

„Niesamowite!” – krzyknął uradowany Maksio, gdy wynurzyli się z wody.

„Ciekawe, jak wyglądało to miejsce zanim powstał zalew” – zastanawiała się Majka.

„Chyba wiem, gdzie znaleźć zdjęcia przedstawiające to miejsce i poczuć klimat czasów sprzed powstania słowackiego morza” – pomyślał Kaszko. – „Odwiedźmy Michalovce. To miasto, w którym jest stary zamek. Teraz mieści się w nim muzeum, ale kiedyś zamieszkiwała go pani Szirmayová, która robiła najlepsze gołąbki na świecie”. 

„Ale my nie chcemy gołąbków!” – zaprotestowały dzieci.

„Żadnych gołąbków nie będzie, obiecuję! Obejrzymy za to obrazy mojego znajomego malarza nazwiskiem Mousson i stare zdjęcia. Może na którymś obrazie lub zdjęciu zobaczymy, jak wyglądały te okolice zanim powstał zalew”.

Dzieci były już zmęczone, dlatego nie pojechali autobusem. Kaszko użył magicznego zaklęcia i polecieli do Michaloviec, a po drodze zdążyli się wysuszyć.

W zamku było przepięknie. Oprócz obrazów i zdjęć dzieci odkryły tam wiele ciekawostek. Na przykład Wenus z krainy Figle-Migle. 

W nocy Maksio i Majka spali jak susły. Pod poduszkę włożyli rybie łuski. Tej nocy mieli najpiękniejsze sny.

Nie chce się wam czytać? Włączcie nagranie.

Spoznajte čarovné miesta z príbehu

Bajeczne nowości

Chcecie być zawsze na bieżąco i wiedzieć o każdej akcji w waszej okolicy lub otrzymać aktualny pomysł na świetną wycieczkę? Zostawcie nam swój e-mail, a nic istotnego ze świata Haravara wam nie umknie.
Košice Región Turizmus,
Bačíkova 7,
040 01 Košice, Slovakia
Tłumaczenia strony internetowej na język polski, angielski i węgierski zostały zrealizowane dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Turystyki i Sportu Republiki Słowackiej.
cross