Jak Maksio i Majka kłócili się o rajski ogród

Posłuchaj całej bajki.

Był ładny jesienny dzień. Kaszko właśnie przelatywał nad Koszycami, oddając się temu, co najbardziej lubił robić w takie dni. Zaglądał ludziom w okna i sprawdzał, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Raz uratował kotka małej Ani, który prawie wypadł z okna, innym razem zostawił na parapecie piłkę należącą do Piotrusia, a kiedy indziej... Sporo tego było. Nawet nie zauważył, kiedy i jak dotarł domu, w którym mieszkali Maksio i Majka. Z zamyślenia wyrwał go dopiero krzyk Majki.

„Nie, nie, nie!” – krzyczała. – „Muzyka istnieje tylko na Ziemi!”.

„No coś ty! Anioły na pewno potrafią grać na różnych instrumentach” – nie ustępował Maksio.

„Tak, a na jakich?!” – ironizowała siostra.

„Na przykład na harmonijce ustnej” – powiedział Maksio i zagrał przepiękną, wręcz anielską melodię na swojej harmonijce.

Majce od razu przeszła ochota na kłótnie, zamknęła oczy i zasłuchała się w muzykę. Ale zaraz je otworzyła, bo Maksio tymczasem wymienił harmonijkę ustną na akordeon i zaśpiewał:

„Hej, hej, hej sokoły, omijajcie góry, lasy, rzeki, doły! Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, mój stepowy skowroneczku...”.

„Co to ma być?” – zapytała Majka.

„Pokazuję ci, jak może wyglądać niebo” – roześmiał się Maksio i grał dalej, tylko nieco ciszej.

„Jakoś nie wyobrażam sobie aniołów z akordeonem powieszonym na skrzydłach” – stwierdziła dziewczynka.

Kaszko siedział na parapecie przez nikogo niezauważony. Przemknęło mu nawet przez myśl, że Maksio i Majka utracili zdolność widzenia go. Przyglądał się Maksiowi, który przestał się wygłupiać i nad czymś się zadumał.

„Może i masz rację z tym akordeonem” – rzekł Maksio po głębszym zastanowieniu. – „Ale gdyby tak fortepian?”.

„Aha, fortepian. I postawiłbyś go na chmurce? Przecież spadłby nam na głowę i narobił hałasu!” – nie ustępowała Majka. A po chwili dodała stukając się w czoło: 

„Niektórym może by to nawet pomogło”.

Maksio żachnął się, usiadł w kącie i zaczął grać na harmonijce.

„Czytałem w jakiejś książce o niebiańskiej muzyce. Doskonale to pamiętam!”.

„A nie czytałeś przypadkiem o niebiańskiej nudzie? O tym, że w raju panuje okropna nuda?”.

„Proszę cię!” – westchnął zrezygnowany Maksio. – „Posłuchaj tylko tego!”.

Maksio zagrał jakąś wesołą, skoczną melodię. Kaszko zerwał się z miejsca i tańczył jak opętany, a Majka wybijała stopą rytm.

„Racja, przy tym nogi same rwą się do tańca” – zauważyła.

„Ale co ty możesz wiedzieć o niebie i o raju?” – skwitował Maksio.

„Jeśli wy nie wiecie, to ja wiem na pewno” – odezwał się milczący dotąd Kaszko.

Dzieci rozejrzały się i zobaczyły duszka stojącego w dziwnej pozie na parapecie.

„Co ty tu robisz?” – oboje byli zdziwieni jego obecnością. 

„Byłeś kiedyś w raju?” – zaczęli dopytywać.

„Naturalnie. Nawet kilka razy”.

„W takim razie musisz nam o tym opowiedzieć!” – dzieci usiadły na dywanie, a Maksio wyjął z plecaka ciastka, o których wcześniej zapomniał.

„Cóż, raj, to takie miejsce…” – Kaszko nagle zamilkł i zrobił minę, jakby przed oczami miał coś nieopisanie pięknego.

„Gdzie panuje cisza?” – zapytał niepewnie Maksio.

„Otóż to! Nie ma tam żadnej muzyki” – wtrąciła Majka i odgryzła Maksiowi kawałek ciastka.

„Przestańcie wreszcie!” – przywołał ich do porządku Kaszko, po czym dodał: „I pakujcie się!”.

„Co takiego?” – zdumiały się dzieci.

„Jedziemy do raju. To niedaleko!”.

Majka z wrażenia upuściła ciastko. „Nie-da-le-ko?!” – zapytała z niedowierzaniem.

„No dobrze, za paroma zakrętami, górami i rzekami, ale wciąż dosyć blisko. Godzina jazdy pociągiem, a samochodem jeszcze mniej”.

„To do raju można pojechać samochodem?” – kręcił głową Maksio, ale na wszelki wypadek spakował wszystkie instrumenty, na których mógłby zagrać z aniołami.

„Albo pociągiem” – uzupełnił duszek.

„A autobusem? – nie dawały za wygraną dzieci.

„Oczywiście! Rowerem, na rolkach lub deskorolce też można. A zimą na nartach. Ale my polecimy, żebyście widzieli raj z lotu ptaka”.

„Mnie się wydaje, że w raju panuje cisza, a anioły mają zakaz grania na jakichkolwiek instrumentach. Dlatego przybywają na ziemię i pomagają artystom. Zaczekajcie, muszę się jeszcze uczesać” – powiedziała podekscytowana Majka.

„Chodźcie już, gaduły” – zaśmiał się Kaszko, zakładając na głowę sfatygowaną czapkę pilotkę, po czym chwycił ich za ręce i wzbili się w przestworza. Z lotu ptaka podziwiali góry, pola i autostradę. Majka poprawiała włosy, a Maksio grał piosenkę o lataniu, którą właśnie wymyślił.

„Lecę, lecę, wszystko leci, a najszybciej chyba czas. Wczoraj byłem małym smykiem, a dziś jestem swawolnikiem”.

Śpiewając przelecieli nad stolicą krainy Figle-Migle, Koszycami. Minęli cztery wzgórza, trzydzieści pięć wiosek i dwa miasta, gdy ich oczom ukazał się piękny widok. Wzgórza przybierające najróżniejsze formy, skały wyrastające wprost z ziemi, jakby ktoś je tam postawił, strumienie z maleńkimi kładkami i mostami. A po drabinach pnących się w górę wspinali się ludzie. Nagle zobaczyli napis „Słowacki Raj”.

„To my mamy swój raj?” – zastanawiała się Majka. Poprawiła włosy i wpięła w nie jeszcze jedną spinkę.

„Patrzcie, jacyś ludzie wspinają się po drabinach od strony strumienia. To pewnie mityczny Styks – rzeka zmarłych. Czytałem o nim kiedyś. Najpewniej wspinają się do raju” – ekscytował się Maksio.

„Patrz! Co oni robią na tej wielkiej skale?” – przeraziła się Majka i szybko zasłoniła oczy.

„Uważaj, kolego, bo zaraz spadniesz!” – krzyknął Maksio i dodał nieco ciszej – „Doliną płynie rzeka zmarłych. Na twoim miejscu bym tam nie wpadał!”.

Kaszko roześmiał się gromkim śmiechem aż wystraszone wiewiórki, susły i niedźwiedzie przybiegły zobaczyć, co się dzieje.
„Ta skała to punkt widokowy. Jedno najpiękniejszych miejsc w naszym raju” – wyjaśnił duszek. 

„Chcesz powiedzieć, że ci ludzie przyszli podziwiać widoki?” – zdumiała się Majka.

„Wy też podziwiajcie, gaduły” – Kaszko smagnął ich wiatrem po głowach.

Cała trójka przeleciała jeszcze nad innymi pięknymi miejscami, do których rodzeństwo na pewno wróci jeszcze z rodzicami. Tymczasem jednak Maksio i Majka popadli w zadumę i zamilkli jak zaklęci.

„Co wam się stało? Nie podoba wam się tutaj?” – odezwał się wreszcie Kaszko.

„Ależ nie, jest przepięknie! Ale to nie jest raj, o którym rozmawialiśmy” – powiedziała Majka.

„A czy to nie raj?” – Kaszko uniósł brew i przysiadł na jednej ze skał.

„Ależ jest!” – odpowiedzieli chórem Majka i Maksio. 

„A nie chcieliście przypadkiem zobaczyć, jak jest w raju?” – dopytywał duszek.

„No tak” – zgodnie przytaknęli.

„Więc o co chodzi?” – nadal nie mógł zrozumieć.

Majka zaczęła mu tłumaczyć. „Nie ma tu aniołów trzepoczących skrzydłami, nie wieją tu rajskie wiatry...” – wyjaśniała gestykulując rękami tak intensywnie, że omal się nie przewróciła.

„I nie ma tu rajskiej muzyki” – podsumował Maksio.

„Ależ jest” – rzekł Kaszko, zamieniając czapkę lotnika na elegancki czarny kapelusz.

Dzieci zamieniły się w słuch, ale jedyne, co usłyszały to gwizdanie świstaka, strzały armatnie dobiegające z pobliskiego Zamku Spiskiego, wbijanie gwoździ w skałę, brzęk łańcuchów na ścieżkach, po których wspinali się turyści i szum wody.

Kaszko przyglądał im się z zaciekawieniem i wreszcie domyślił się, w czym rzecz. 

„Ojej! Wy tego nie słyszycie? To pewnie dlatego, że ja mam dusze uszy”.

„Co takiego?” – zdumiały się dzieci.

„Uszy, które słyszą wszystko, czego normalny człowiek nie jest w stanie usłyszeć”.

Kaszko sięgnął do kieszeni i wyjął z niej roślinę z wielkimi kielichami, które przypominały trąby dawnych gramofonów. 

„Mam na to sposób. Włóżcie je do ucha” – polecił i podał im kwiat głośnika niezwyczajnego.

Dzieci ostrożnie włożyły kwiat do ucha. Wyglądały przy tym, jakby z ich uszu wyrastała mięsożerna roślina.

„Teraz słyszycie?”.

Majka i Maksio nagle usłyszeli pluskot ryb w wodzie. Usłyszeli, jak muchy czyszczą skrzydła i jak ślimak powoli wsuwa się pod wielgachny liść, jak korniki ze smakiem pałaszują kolejne drzewo... Wtem do ich uszu dobiegła jakaś melodia. Rajska muzyka.

„Coś wspaniałego” – wyszeptał Maksio.

„Ja też ją słyszę” – wymamrotała wzruszona Majka i chwyciła brata za rękę.

„Gdzie tak pięknie grają?” – zapytał chłopiec.

„Parę kilometrów stąd, w tamtym kierunku” – wskazał ręką duszek, wcielając się w rolę dyrygenta przyrody.

W pewnym momencie obejrzał się za siebie i ujrzał przyjaciół czekających na wyjaśnienia. „W zamku w Markušovcach” – powiedział Kaszko.

„Możemy tam zajrzeć?” – poprosił Maksio.

„Ale już jest późno. Nie możemy tam lecieć. Nie wiem, czy zdążymy”.

Nagle zobaczyli małego chłopczyka z jeszcze mniejszą siostrzyczką i zupełnie malutkim braciszkiem. Maksio podbiegł do nich i zapytał:

„Nie wiecie przypadkiem, jak najszybciej dotrzeć do miejscowości Markušovce?”.

„A po co chcecie tam jechać?” – zdziwił się najstarszy chłopiec z trójki rodzeństwa. 

„Na koncert” – odpowiedział niepewnie Maksio.

„A skąd o nim wiecie?” – dopytywał nieznajomy. 

„Doszły nas słuchy” – Maksio, Majka i Kaszko mrugnęli do siebie porozumiewawczo.

„To koncert dla mojego brata”.

„Co takiego?” – zdziwiły się dzieci.

„To miał być sekret” – wyjaśnił chłopiec. – „Nikt o nim nie wie. To niespodzianka z okazji urodzin. Dlatego zdziwiłem się, skąd o nim wiecie”.„To miał być sekret” – wyjaśnił chłopiec. – „Nikt o nim nie wie. To niespodzianka z okazji urodzin. Dlatego zdziwiłem się, skąd o nim wiecie”.

„Ale trafiłeś!” – szepnął Kaszko do Maksia i sięgnął do kieszeni po uwidzialnik prazwykły. Po jego zjedzeniu duchy stają się widzialne dla ludzi na całe trzy godziny.

„Dowiedzieli się ode mnie. Pomagałem z dekorowaniem sali i torem” – skłamał Kaszko.

„Ach tak” – wtrąciła się siostra chłopca.

„Kim jesteście? Nie wyglądacie na turystów” – dopytywał nieśmiało Maksio.

„Jestem baron Andrej Mariássy, a to Lenka a Leon. Oczywiście Mariássy. Razem z Ksawerym i Maksymem jesteśmy najmłodszymi potomkami rodu, do którego zamek należy od kilku stuleci. Ale możecie do nas mówić Andy, Lenka i Leo”.

Kaszkowi rozbłysły oczy.

„Fiu, fiu! Prawdziwi potomkowie rodu Mariássy. Znałem waszego prapraprapradziadka, który przybył w miejsce, gdzie teraz stoi zamek. Był żeglarzem. Wołali go Mareus. I od tego przydomku powstało rodowe nazwisko Mariássy”.

Andy spojrzał zaskoczony na siostrę, a potem na Kaszka. „Dokładnie tak było” – potwierdził.

„Jestem Maksio, a to moja siostra Majka i nasz przyjaciel Kaszko” – przedstawił całą trójkę Maksio.

„Skoro już wiecie o koncercie, to może chcielibyście go posłuchać? Przynajmniej będzie wesoło” – zaprosiła wszystkich Lenka.

„Ale jak tam dotrzemy?” – spytały dzieci.

„Zaraz przyjadą po nas rodzice. Możecie się z nami zabrać” – rzekł Andy.

Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdy nadjechał duży luksusowy samochód. „Andy, Lenka, Leo, jedziemy. Wujek Piotr już czeka na zamku!” – odezwał się głos z samochodu.

„Mamusiu, możemy zabrać ze sobą przyjaciół?” – Andy z Lenką spojrzeli błagalnie na rodziców, którzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

„A ich rodzice nie będą się martwić?” – zapytał rzeczowo tata.

„Nie, są pod moją opieką. Jestem ich przewodnikiem” – wtrącił się Kaszko.

„W takim razie wsiadajcie” – pospieszyła ich mama.

Zatrzymali się przy pięknym zameczku. Był naprawdę wspaniały! Ach, te bajkowe wieżyczki! Miejsce było przepełnione kojącą ciszą. Nagle odezwał się Kaszko. „Całą drogę zastanawiam się, kiedy i z kim ostatnio tu byłem. I już wiem. Byłem na spotkaniu z Janem Amosem Komeńskim, największym słowackim pedagogiem i nauczycielem. Tam, na schodach…

„Osobiście spotkałeś Komeńskiego?” – Andy aż otworzył szeroko oczy ze zdumienia. 

Na chwilę zapanowała grobowa cisza. Kaszko roześmiał się. Maksio z Majką zrozumieli w czym rzecz i zawtórowali duchowi śmiechem. 

„Musiałbyś mieć co najmniej 500 lat” – zauważył Andy. „A nie wyglądam na tyle?” – Kaszko próbował wszystko obrócić w żart, po którym wszyscy się roześmiali i weszli do środka.

„Prawie się wydało. Spójrzcie, ten guzik kupiłem chyba paręset lat temu z powodu pewnego doniosłego wydarzenia na zamku” – szepnął Kaszko. 

„Jak to?” – chciał wiedzieć Maksio.

„Z wizytą miał przybyć sam cesarz Józef II. Dałem sobie uszyć nowy strój i sam kupiłem te wspaniałe guziki. Słono za nie zapłaciłem”. 

„I co dalej?” – dopytywali niecierpliwie Maksio z Majką.

„Cesarz się nie pojawił”.

W drzwiach stanęli Lenka i Andy. „Prosimy” – powiedziała Lenka i zaprowadzili ich w głąb zamku. Ależ to było wspaniałe miejsce. Te przepiękne meble z różnych epok! 

„Ach, gdybym mógł kiedyś wypróbować każdy fotel i krzesło na zamku” – rozmarzył się Maksio.

Wszyscy znaleźli sobie wygodne miejsca. Maksio usiadł w ogromnym, miękkim fotelu, a Majka położyła się na kozetce i przeczesywała włosy. Kaszko, jak to duch, przysiadł na parapecie i otworzył okno. Z zewnątrz dobiegła muzyka, którą słyszeli ze wzgórza.

„Skąd ta muzyka?” – zapytała Majka.

„Stamtąd” – wyjaśniła Lenka, wskazując okno. –

„Na końcu parku jest letnia rezydencja Dardanely. Tam są muzycy”. „Dołączmy do nich. Chyba już wszystko gotowe” – odezwał się Andy.

Przeszli przez wspaniały ogród i dotarli na niewielkie wzgórze, na którym stała letnia rezydencja. To z niej dochodziły dźwięki tej niezwykłej muzyki.

„Ile fortepianów!” – westchnął Maksio wchodząc do środka.

„Są tu też inne instrumenty klawiszowe. Można je tu zobaczyć na co dzień, a od czasu do czasu odbywają się też koncerty”.

Kaszko usiadł za jednym z nich i zaczął grać. Spod jego palców popłynęła niebiańska melodia. Maksio sięgnął do plecaka, wyjął harmonijkę, małą grzechotkę, pałeczki rytmiczne i trójkąt. Każdy wziął po jednym instrumencie i zaczęli grać. 

„Grajcie, jak potraficie, nie bójcie się. Ty to chyba znasz, Andy, prawda?” – rzucił Kaszko na zachętę.

Maksio z Majką spojrzeli pytająco na nowego przyjaciela.

„Jeden z moich przodków imieniem Zygmunt, kazał sobie wyryć na kamieniu nagrobnym sentencję: Ty, który żyjesz, żyj tak, jak potrafisz”. 

Po tych słowach wszyscy zamilkli i zagrali wspólnie niebiańską melodię. Nagle dołączyli do nich muzycy, których zaproszono na przyjęcie urodzinowe. Majka przymknęła oczy i wyszeptała:

„Chyba jestem w niebie. A to jest niebiańska muzyka”.

Dzieci grały do czasu aż zgasło światło. Zapalono świece i zaczęła się uczta. Ale wtedy Maksio z Majką i Kaszkiem musieli już lecieć. Pofrunęli do domu, trzymając się za ręce.

„Miałeś rację” – rzekła Majka do Maksia. – „Teraz już nie wyobrażam sobie nieba bez muzyki i aniołów bez instrumentów”.

Maksio uśmiechnął się i ścisnął dłoń siostry. Oboje byli wprost rozanieleni. Każdy, kto potrafi chwycić kogoś bliskiego za rękę, uśmiechnąć się i czasami przyznać się do błędu, jest jak anioł stąpający po ziemi. A jeśli jeszcze umie grać na jakimś instrumencie, nie sposób podważyć jego anielskości.

Nie chce się wam czytać? Włączcie nagranie.

Spoznajte čarovné miesta z príbehu

Bajeczne nowości

Chcecie być zawsze na bieżąco i wiedzieć o każdej akcji w waszej okolicy lub otrzymać aktualny pomysł na świetną wycieczkę? Zostawcie nam swój e-mail, a nic istotnego ze świata Haravara wam nie umknie.
Košice Región Turizmus,
Bačíkova 7,
040 01 Košice, Slovakia
Tłumaczenia strony internetowej na język polski, angielski i węgierski zostały zrealizowane dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Turystyki i Sportu Republiki Słowackiej.
cross