Późną wiosną i na początku lata kraina Figle-Migle wygląda najpiękniej. Wszystko mieni się kolorami, urzeka zapachami, szumi i brzęczy aż miło.
O tej porze roku Kaszko zwykle sypia w wieży w samym centrum Koszyc, aby słyszeć wszystkie dźwięki natury i tętniącego życiem miasta. Wieża znajduje się tuż obok katedry św. Elżbiety. Strzeże małego skrzyżowania w stolicy krainy Figle-Migle.
Tamtego ranka późną wiosną Kaszko spokojnie spał, cicho pochrapując. Nagle wieża zaczęła się trząść, a Kaszko swoim wprawnym uchem usłyszał odgłos maszerujących wojsk.
„O nie! Czy ja naprawdę to słyszę?” – jęknął zaniepokojony.
Przypomniał sobie bowiem wszystkie wojny, jakie przetaczały się przez krainę Figle-Migle i Koszyce od czasów prehistorycznych.
„Ależ tak, to muszą być wojska! Muszę uratować Maksia i Majkę!” – powiedział sam do siebie.
Szybko założył na głowę stary kask wojskowy i poleciał do swoich przyjaciół. Maksio i Majka właśnie siedzieli na dywanie i układali jakąś konstrukcję z klocków.
„Majka! Maksio!” – krzyknął jeszcze w locie. – „Prędko! Ubierajcie się i pakujcie plecaki! Musimy uciekać!”.
„Jedziemy na wycieczkę!” – uradowały się dzieci.
„Tym razem to nie będzie wycieczka. Musimy przygotować się do wojny!” – rzekł zupełnie poważnie Kaszko, a Maksio z Majką spojrzeli na niego pytająco.
„Wy tego nie słyszycie, ale mój niezawodny słuch podpowiada mi, że do Koszyc zbliżają się obce wojska!”.
„Wojska?” – zdziwiły się dzieci.
„Nie bójcie się. Wszystkich uratujemy. Walczyłem już w kilku wojnach. Chodźcie!”.
Chwycił dzieci za ręce i zanim w ogóle zdążyły się zorientować, wylądowali na jakimś wzgórzu z ogromną łąką i przedziwną budowlą.
„Jesteśmy na miejscu! A oto i Dargov” – Kaszko wskazał ręką budowlę.
„Dargov?” – zdziwił się Maksio. – „Przecież to zupełnie niedaleko!” – skwitował zawiedziony.
„Rozejrzyjcie się wokół i powiedzcie mi, co widzicie” – odezwał się Kaszko.
Dzieci rozejrzały się po okolicy i zauważyły kilka czołgów.
„Czołgi?” – spytały.
„Otóż to! Czołgi!” – ucieszył się Kaszko. – „Wstąpimy jeszcze do muzeum, gdzie znajdziemy mundury i broń. Będą nam potrzebne”.
Kaszko wraz z przyjaciółmi zniknęli w przedziwnej budowli. Było to muzeum wojskowe prezentujące przedmioty, które żołnierze zostawili na polach bitew. Znaleźli parę karabinów, mundury i specjalne naczynia na jedzenie. Gdy zwiedzili ekspozycje, Kaszko wybiegł na zewnątrz.
„Musimy wypróbować sprzęt!” – zawołał.
Wspięli się na czołg i próbowali go uruchomić. Kiedy się nie udało, weszli do kolejnej maszyny, a potem do jeszcze jednej. Jednak żaden czołg nie chciał odpalić.
Wtedy spojrzeli na karabiny i stwierdzili, że one również do niczego im się nie przydadzą.
„Co to za miejsce i dlaczego są tu czołgi?” – zapytała wreszcie Majka, kiedy Kaszko opadł z sił.
„Ponad siedemdziesiąt lat temu w tym miejscu toczyły się prawdziwe walki. Wasi dziadkowie na pewno to pamiętają. A może nawet sami brali w nich udział. Słyszeliście kiedyś o II wojnie światowej?” – rzekł duszek. , nepočuli ste o nej?“
Dzieci pokręciły głowami przecząco.
„Celý svet sa zbláznil,“ rozrozprával sa Kaško, „všetci bojovali, strieľali, ubližovali si. A práve tu sa odohrala jedna z veľkých bitiek. Viete, čo je ešte na tom mieste zvláštne? Pozrite tam dole , „Cały świat oszalał” – stwierdził Kaszko. – „Wszyscy walczyli, strzelali, zadawali sobie krzywdę. A w tym miejscu rozegrała się jedna z wielkich bitew. A wiecie, co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Spójrzcie w dół. Znajduje się tam wieś Rozhanovce. Niedaleko wsi ponad siedemset lat temu miała miejsce największa bitwa rycerska. Wyobraźcie sobie teraz, że tędy, gdzie stoimy, przejeżdżał król ze swoim wojskiem”. Dzieci słuchały jak zaczarowane.
„Możecie kiedyś odwiedzić to miejsce z rodzicami” – zaproponował Kaszko.
„Moglibyśmy” – zamyślił się Maksio i oczami duszy ujrzał się w roli rycerza w zbroi jadącego na koniu.
„Rycerze…” – zadumał się Kaszko. – „Właśnie! Rycerze i ich katapulty”.
„Chcesz zrobić katapultę?” – zdumiał się Maksio.
„Ależ skąd! Ale wiem, gdzie znajduje się katapulta. To niedaleko stąd, na tamtym wzgórzu” – pokazał ręką Kaszko.
Oczywiście od razu wyruszyli w drogę. Po niedługim czasie ich oczom ukazała się przedziwna rzecz.
Wyglądało to jak fontanna, tyle że bez wody.
„A co to takiego?” – zapytała Majka.
„Niedziałająca fontanna?” – zaśmiał się Maksio..
„To jest gejzer Herlański” – powiedział Kaszko uśmiechając się.
„Gejzer? Ale gdzie?” – zdziwiły się dzieci.
„Trzeba zaczekać”.
Dzieci przyglądały się fontannie, która nie była fontanną, a wokół powoli zaczęli się gromadzić ludzie. Maksio sięgnął do swojego plecaka i wyjął z niego mały bębenek. Wybił marszowy rytm. Fantazjował o tym, jak pojedzie na koniu na wroga i zagra na bębnie.
Kaszko szukał czegoś po kieszeniach. Wreszcie wyjął dwie pałeczki i zaczęli wymyślać piosenkę do rytmu bębna. Majka pomrukiwała do taktu.
I wtedy spod ziemi trysnęła woda.
„Ach, to naprawdę jest gejzer!” – dzieci przekrzykiwały szum wody.
„Tak. Zobaczcie jak wysoko sięga woda. Cały ten spektakl potrwa kilka minut!” – tłumaczył Kaszko.
„Zdumiewające!” – westchnęły dzieci, gapiąc się w górę.
„Ale gdzie jest ta katapulta?” – przypomniał sobie Maksio.
„To będzie nasza katapulta” – powiedział triumfalnie Kaszko. – „Na ziemi ułożymy kamienie, a kiedy wojska będą przechodzić, gejzer wybuchnie i kamienie polecą na wrogów krainy Figle-Migle” – objaśnił swój plan duszek.
„No dobrze, a skąd weźmiemy kamienie?” – dopytywała podekscytowana Majka.
„Kamienie, kamienie...” – zastanawiał się Kaszko. – „Chyba najlepiej poszukać ich w kamieniołomie. Tu, niedaleko znajduje się wieś Malé Ozorovce, a nad nią jest kamieniołom. To tylko krótki spacer”.
Nie mogli polecieć, bo wszędzie było pełno ludzi. Złapali więc autobus i po chwili byli na miejscu. Wysiedli przy pięknym drewnianym kościółku i ruszyli w stronę lasu. Szli jakieś pół godziny i...
„To musi być gdzieś tutaj... Ale to nie wygląda na kamieniołom” – mamrotał Kaszko, a dzieci coraz szerzej otwierały oczy ze zdziwienia.
„To wygląda jak kościół wykuty w skale” – szepnęła Majka. – „Może coś ci się pomyliło?”.
W skale, z której usunięto tony kamienia, wyciosano ołtarz, kapliczkę, ławki i… palenisko.
„Nie rozumiem. Gdzie podział się kamieniołom?” – denerwował się Kaszko.
„Chyba nikt go już nie potrzebował” – zamyślił się Maksio.
„Wojny też nikomu do szczęścia nie trzeba” – szepnęła Majka.
„Ale to znacznie piękniejsze niż wojna” – orzekli zgodnie.
Chwilę posiedzieli w ciszy, posłuchali lasu i odgłosów zwierząt, po czym wrócili do Koszyc.
„Słyszycie? Doszli do miasta!” – przeraził się Kaszko i poleciał na deptak zobaczyć, co się dzieje.
I faktycznie. W całym mieście rozlegał się tupot.
Kiedy jednak dotarli do centrum, wszędzie były tłumy. I nikt nie maszerował, ale tańczył. Właśnie odbywał się festiwal tańca, a ludzie przyszli zobaczyć występy. Kraina Figle-Migle słynie z tancerzy, a niektórzy z nich noszą tytuł mistrzów świata w różnych tańcach. Trzeba przyznać, że Koszyce to roztańczone miasto.
Cała trójka śmiała się do rozpuku aż ich brzuchy rozbolały.
I ze śmiechem na ustach poszli spać.
Zawsze lepiej zobaczyć przed sobą tysiąc tancerzy, niż tysiąc żołnierzy.