Za oknem padał śnieg, a i na ziemi leżało go już całkiem sporo. Dzieci lepiły bałwany, rzucały w siebie śnieżkami, jeździły na łyżwach, robiły orły na śniegu. Kaszko fruwał między płatkami ciesząc się gwarem pełnym radości i szczęścia. Dzieci potrzebują zabawy. Bez zabawy niczego się nie nauczą. Już dawno, dawno temu wiedział o tym pradziad Kaszka Jan Amos, a jeszcze przed nim prapradziad Leonardo. Kaszko zatem postanowił, że dziś nadszedł czas, by porządnie pofiglować ze swoimi koleżkami i poszaleć z nimi aż do utraty sił.
Podleciał do okna, lecz w pokoiku Maksia i Majki było ciemno.
„Gdzież oni mogą być?“ – głowił się Kaszko.
Zachodził w głowę, gdy wtem usłyszał znajomy śmiech.
„Tak śmieje się tylko Majka. To nie jest śmiech, to dzwoneczek“ – pomyślał i natychmiast poleciał za tym dźwięcznym śmiechem.
Na górce za domami i blokami pełno dzieci jeździło na sankach. Niektóre zapomniały sanki w domu, więc siadały na reklamówkach i zjeżdżały na nich. Inne uczyły się stać na małych nartach i odbijać się kijkami.
Kaszko widział, jak Majka z Maksiem szybko zjeżdżają z górki na jasnoniebieskich sankach z oparciem. Ani się obejrzeli, a już był koło nich.
„Kaszkoooooooo, co ty tu robisz?“ – wykrzyknęły dzieci
„Chciałem się z wami pobawić, ale nie było was w domu“ – odpowiedział duch.
„Nie chcesz z nami pojeździć na sankach?“ – zapytał Maksio.
„No, ja…“ – zaczął dukać Kaszko.
„Maksiu, zapomniałeś?“ – przerwała mu Majka: „Za chwilę idziemy na lód.“
„No jasne!“ – odparł brat.
„Ja będę jeździć na łyżwach z dziewczynkami, a ty masz z chłopcami grać w hokeja“ – powiedziała Majka i zrobiła mały piruet bez łyżew.
„Kompletnie o tym zapomniałem“ – zaśmiał się Maksio. „Chcesz iść z nami?“ – zapytał Kaszka.
„Ale ja nie umiem jeździć na łyżwach” – wykrztusił Kaszko i usiadł na sankach, które Maksio już ciągnął pod górkę.
„Jak to?“ – Maksio stanął i omal nie stoczył się z górki.
„Myślałam, że ty wszystko umiesz“ – powiedziała Majka.
„No, prawie wszystko“ – poprawił ją Kaszko i dodał: „Jazda na łyżwach to właśnie jest to prawie“.
„Majko, chyba dziś nie pójdziemy z naszymi kolegami, ale tylko z jednym“ – uśmiechnął się do siostry Maksio.
„I nauczymy go jeździć na łyżwach!“ – oboje zaczęli ciągnąć sanki z Kaszkiem pod górkę, a Majka dodała: „Ty hokejowo, a ja figurowo.“
„Naprawdę zrobicie to dla mnie?“ – nie dowierzał Kaszko.
„Przecież jesteś naszym najlepszym kumplem“ – krzyknęło rodzeństwo jak jeden mąż.
„Super, to wy idźcie do domu po łyżwy, a ja… A ja… Skąd ja wezmę łyżwy?” – zastanawiał się Kaszko.
Maksio z Majką już biegli do domu i nie słyszeli jego ostatnich słów.
Kaszko przysiadł na wierzbie płaczącej, rozhuśtał się na gałęzi i popadł w zadumę. Rozmyślał nad pewnym lodowiskiem duchów.
W krainie Haravara jest mnóstwo jezior, stawów i zbiorników wodnych. Na jednym z nich, Jeziorze Turzowskim, niedaleko miasta Gelnica, co roku odbywają się mistrzostwa hokejowe duchów. Gdy zbiornik zamarza, powstaje najlepsze lodowisko na świecie.
Tuż obok jeziorka był niegdyś stary zamek. Teraz zostały z niego ruiny, ale wciąż żyje w nich jego stary przyjaciel Baltazar – mistrz łyżwiarstwa.
„On na pewno ma jakieś łyżwy!“.
Ledwie to pomyślał, a już wrócili Maksio z Majką. Kaszko zawołał ich za wierzbę, na której przed chwilą wymyślił świetny plan i powiedział: „Pojedziemy do Gelnicy“.
– Jedziemy do Gelnicy.
„Gdzie?“ – dopytywały zaskoczone dzieci. „Myśleliśmy, że chcesz się nauczyć jeździć na łyżwach?!“
„Jasne, że chcę“ – puknął małym palcem w ich zmarznięte czółka – „i dlatego pojedziemy po łyżwy do Gelnicy do mojego kuzyna, a potem na nasz zimowy stadion duchów“.
„Hmmmmm“ – mruknęły dzieci, ale nie miały nic przeciwko temu, bo spodziewały się fantastycznej przygody.
Po chwili już siedzieli w autobusie do Gelnicy i za moment do niej dojechali.
Weszli na małe wzgórze nad miastem, na którym były ruiny starego zamku.
„Widzicie, niegdyś tu stał stary zamek,“ – Kaszko wskazywał zaśnieżone sterty kamieni – „tu była kuchnia, tu był korytarz pełen obrazów, a tu…“.
Coś świsnęło w powietrzu i Kaszko dostał cios prosto w prawe ramię.
„Co to było?“ – przestraszyła się Majka.
Zaskoczony Kaszko najpierw zaczął się rozglądać, ale po chwili roześmiał się i zawołał:
„Baltazarze, możesz wyjść, wiem, że to ty!“.
Spoza jednego z kamieni wychylił się kolega Kaszka Baltazar. Najbardziej uśmiechnięty duch, jakiego Maksio z Majką kiedykolwiek widzieli.
„Nie wierzyłem własnym osiemsetletnim oczom, że to ty Kaszko“ – zawołał radośnie Baltazar, po czym natychmiast padli sobie z Kaszkiem w objęcia.
„Ja od razu wiedziałem, że tylko jeden duch mógł sobie zadać tyle trudu, by ulepić śnieżki i rzucać nimi we mnie. Ty, Baltazarze!“.
Baltazar uśmiechnął się do dzieci stojących obok Kaszka:
„Nie wyglądacie na dzieci, które są duchami”.
„Bo, nie są“ – uściślił Kaszko.
„Jak to?“ – uśmiech na chwilę zniknął z twarzy Baltazara.
„To zwykłe dzieci, tylko mogą nas widzieć“ – krótko wyjaśnił Kaszko.
„Ciekawe” – mruknął Baltazar, a na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech od ucha do ucha. „Właściwie, co tu robicie?“ – spytał.
„Nie uwierzysz, ale przyjechałem nauczyć się jeździć na łyżwach“ – zdradził sekret Kaszko.
„No nareszcie!“ – triumfalnie krzyknął Baltazar. „To wy go przekonaliście?“
Dzieci przytaknęły.
„Macie moje bezbrzeżne uznanie“ – skłonił się im uśmiechnięty Baltazar – „Mnie nie udało się tego dokonać przez ponad czterysta lat, był nieugięty“.
„No, nie przesadzaj” – starał się bronić Kaszko.
„A czego chcesz ode mnie?“ – zapytał Baltazar.
„Nie mam łyżew, więc pomyślałem, że ty możesz jakieś mieć“ – przymilnie zaczął Kaszko.
„No, chodźcie łyżwiarze!“ – Baltazar wskazał jeden z kamieni i ruszył w jego kierunku – „Ale, widzę, że wy macie łyżwy“.
„Jasne!“ – potwierdziła Majka – „Ja bardzo lubię jeździć na łyżwach. Próbuję nawet trochę jazdy figurowej“.
„Fantastycznie, rewelacyjnie” – wykrzykiwał Baltazar, a jego uśmiech, choć dzieciom wydawało się, że to niemożliwe, stał się jeszcze szerszy, na całą twarz. „A ty?“ – Baltazar spytał Maksia.
„Ja lubię grać w hokeja“ – pochwalił się Maksio.
„To dzisiaj, będziesz miał super okazję” – krzyknął z zapałem Baltazar. „Proszę bardzo“.
Pokazał im otwór w ziemi przy pewnym murze.
„To było kiedyś ogromne zamczysko. Broniło całego miasta. Potem zdobyto go podczas jednej z wojen“ – zaśmiał się Baltazar. „Widzicie tam w dole, w mieście, budynek ratusza? A tam starą szkołę i tamte budynki?“
Deti a Kaško len prikyvovali.
„Wszystkie je zbudowano z kamieni z tego zamku. W ten sposób zamek właściwie nadal żyje“ – cieszył się Baltazar, kiedy już szli jednym z korytarzy pod zamkiem.
„Moi przodkowie zbudowali tu mnóstwo podziemnych korytarzy. Niektóre służyły do obrony, niektóre do ucieczki, a niektóre do przechowywania wina“ – śmiał się tak, że słychać go było w całym zamku.
„Teraz już rozumiem, czemu powiedziałeś, że dziś będę mieć super okazję“ – pisnął Maksio.
„Ja też!“ – potwierdziła Majka.
„To ty ciągle jeszcze to robisz?“ – zapytał Kaszko, po czym wszedł z Maksiem i Majką do pomieszczenia pełnego różnych rozmiarów łyżew, kijów hokejowych dla leworęcznych i praworęcznych, kasków ze śmiesznymi klapkami na uszy. Na ziemi stało z 30 koszy z całym mnóstwem krążków w różnych kolorach, ale żaden z nich nie był czarny.
„Wy nie gracie czarnymi krążkami?“ – zdziwiony Maksio przeglądał czerwone, fioletowe, żółte, jasnozielone i tęczowe krążki.
„Któż by zobaczył takie czarne krążki? Przecież my najczęściej gramy w nocy. Wprawdzie na białym lodzie, ale jednak nocą. Tak jest zabawniej“ – mrugnął Baltazar i podszedł do łyżew pytając -
„No, to które ci wybierzemy, przyjacielu?“.
Kaszko rozejrzał się, pooglądał i wskazał palcem na czerwono–złoto–turkusowe łyżwy z obrazkiem galopującego konia po bokach.
„Te mi się podobają i chyba mogłyby być“ – zdjął je z półki.
„Po co tu jest tyle łyżew, kijów i krążków“ – dziwiła się Majka i spytała – „Pan je pewnie zbiera?“
„Ależ, nie!“ – zaśmiał się Baltazar – „Ja tu organizuję hokejowe mistrzostwa krainy Figle-Migle dla duchów“.
„To wielkie wydarzenie“ – Kaszko zakładając już drugą łyżwę, potwierdził słowa Baltazara.
„Ogromne“ – rozpostarł ręce Baltazar – „i odbędzie się właśnie dziś po południu“.
„Jak to?“ – przestraszył się Kaszko – „To nie mogę potrenować?“
„Wręcz odwrotnie, musisz potrenować teraz, a wieczorem z nami zagrasz“ – powiedział Baltazar.
„Nie rezygnuj, Kaszko“ – Maksio dopingował Kaszka.
„Na pewno dasz radę!“ – Majka chwyciła go za trzęsącą się rękę.
„No, jeżeli wy, dzieci, też tak myślicie, to spróbuję“ – zdecydował Kaszko, stanął na łyżwach i natychmiast gruchnął na ziemię.
„A nawet jeszcze nie jesteśmy na lodzie“ – jęknął.
Baltazar wyprowadził go z zamku. Dzieci wyszły za nimi. Duchy chwyciły dzieci za ręce i polecieli. Po krótkiej chwilce zobaczyli pod sobą jezioro. Całe zamarznięte. Były już na nim wyrysowane linie i ustawione bramki, a wokół rozstawiono trybuny sięgające aż koron drzew.
„Jezioro Turzowskie“ – powiedział Baltazar, kiedy wylądowali. Kaszko znowu zaczął się trząść.
„Nie bój się Kaszko, będziemy tu razem z tobą“ – uspokajał przyjaciela Maksio, gdy razem z Majką zakładali łyżwy.
„Jestem troszkę przestraszony, niespokojny i zaczynam od tego mieć duszności“ – mówił dziwnym głosem Kaszko – „Zjawi się tu tyle duchów, a ja miałbym grać?“
„Tu pomoże tylko jedno“ – zdecydował uśmiechnięty Baltazar. Pstryknął palcami, a na ziemi natychmiast zapłonęło ognisko. Na nim stał mały metalowy czajnik. Baltazar go chwycił, zrobił na skraju jeziora małą dziurkę i nabrał wody. Zanim wrócił, dziurka zaczęła zamieniać się w twardy lód.
„Co robisz?“ – zapytała zaciekawiona Majka.
„To nie było byle jakie jezioro” – powiedział Baltazar, stawiając czajnik na ognisku.
„A co to było? Zaczarowane jezioro?“ – zapytał Maksio, odsuwając się nieco od jeziora.
„To było sławne uzdrowisko“ – mówił dalej Baltazar, wkładając do czajnika igliwie. „Tak leczono tu problemy z oddychaniem oraz ludzi, którzy byli bardzo, bardzo nerwowi“ – uśmiechnął się od ucha do ucha i nalał herbatki do garnuszka. Po czym podał go Kaszkowi.
Kaszko wziął jeden łyk, drugi, aż w końcu wypił cały garnuszek.
Ledwie dopił, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, taki sam jak Baltazara.
„Często przychodzisz tu na herbatkę?“ – zapytał wesoło Maksio.
„Nie tylko na herbatkę, ale też ot tak, popływać, napić się dobrej wody. A gdybyście skosztowali kawy z tej wody. Pychota!“ – rozpływał się Baltazar.
„Udałoooo się!“
– usłyszeli okrzyk i spojrzeli na jezioro, na którym Kaszko nieporadnie próbował jeździć na łyżwach. Nie bardzo mu to szło, ale ogromnie się cieszył, że już pięć minut jeździ na łyżwach, a jeszcze nie klapnął na pupę.
„Poczekaj, trochę ci pomożemy!” – Baltazar mrugnął do Maksia i wskazał mu torbę, którą przyniósł.
Maksio otworzył torbę. Były w niej trzy kije hokejowe i kilka kolorowych krążków.
Wybrali sobie kije i beżowy krążek. Jeden kij dali Kaszkowi. Ten trzymał go raczej jak laskę, ale kilka razy udało mu się nawet trafić krążkiem do bramki.
To był zimowy stadion duchów, więc nie było wokół niego bandy, tylko czary odbijające z powrotem na lód wszystkie krążki, które chciały wyskoczyć na brzeg. Maksiowi i Majce bardzo się to podobało.
Chłopcy grali w hokeja i starali się Kaszka choć trochę nauczyć jeździć na łyżwach.
Majka znalazła sobie w tym czasie miejsce za bramkami i ćwiczyła różne piruety, skoki oraz wszelkie możliwe figury łyżwiarskie.
,,Patrzcie, chłopcy!“ – zawołała i wykonała piękny skok z małym obrotem.
„Pięknie, rewelacyjnie, nieprawdopodobnie“ – krzyczeli chłopcy i bili jej brawo.
„A popatrz na mnie!“ – krzyknął Kaszko i rozpędził się na łyżwach, celując kijem w stronę bramki i bum. Trafił. To był jego pierwszy gol.
„Goooooooool! Wiedziałem, że dasz radę!“ – Baltazar tańczył ze szczęścia na łyżwach.
„Jest z ciebie dumny, kolego!“ – powiedział Maksio, stukając kijem w lód. Tak biją brawo prawdziwi hokeiści, kiedy komuś uda się jakaś sztuczka lub strzeli gola.
„No, do zagrania w meczu jeszcze sporo brakuje, ale jutro już możemy jeździć razem“ – ucieszył się Kaszko.
„O to chodzi!“ – uśmiechnęła się Majka – „A ja już mogę zacząć uczyć cię jazdy figurowej“.
Jeszcze chwilę pobawili się i poślizgali, zanim zjawili się pierwsi goście.
Duchy, młode i stare, zajęły wszystkie miejsca na trybunach. Również zwierzątka wyszły z lasu. Niedźwiedź miał nawet wielką rękawicę do kibicowania, którą zgubił tu jakiś turysta, gdy go zobaczył.
Najpierw wbiegły na lód dwie drużyny duchów w dziwnych dresach. Każdy zawodnik miał dres innego koloru, bez numerów i różniące się tylko obrazkami.
„Baltazarze, powiedz, proszę, skąd wiecie kto z kim gra?“ – nie rozumiał Maksio.
„Przecież to proste. Jedna drużyna ma obrazki na dresach w ciepłych, a druga w zimnych kolorach“ – żachnął się Baltazar – „Nie widzisz tego?“.
Na początku meczu Baltazar przedstawił Maksia i Majkę jako ludzi, którzy widzą oraz lubią duchy i nigdy nie zdradzą ich tajemnic. Wszystkie duchy przytaknęły, że zgadzają się i pozwoliły Maksiowi oraz Majce zagrać i zaśpiewać przed meczem hymn duchów, którego nauczył ich Kaszko.
Było to wielkie przeżycie. Maksio słysząc brawa pierwszy raz rozpłakał się ze szczęścia, a Majka, która śpiewając, jeździła powoli na łyżwach tam i z powrotem, wykonała na zakończenie jeszcze kilka swoich pięknych skoków.
Potem zaczął się mecz. Duchy kibicowały, piszczały, krzyczały, a dzieci usiadły koło Kaszka.
„Jestem z was bardzo dumny“ – szepnął im Kaszko do uszka.
W domu Maksio powiesił sobie nad łóżkiem dwa proporczyki hokejowych drużyn duchów, a Majka dyplom za najpiękniej wykonany skok na łyżwach podczas meczu hokejowego duchów, który wręczył jej na pożegnanie Baltazar.
Kaszko sobie pomyślał:
„Nie muszę grać w najlepszej drużynie ani wszystkich pokonać. Najważniejsze żebym cieszył się z tego, co robię“.
Napił się herbatki z Turzowskiego Jeziora, którą mu dał w termosie Baltazar, uśmiechnął od ucha do ucha i pomknął na łyżwach zamarzniętą ulicą.