Jak Kaszko zgubił swoją czarodziejską monetę

Vypočujte si celý príbeh.

Nad wzgórzami otaczającymi stolicę krainy Figle-Migle właśnie wschodziło słońce. Była późna jesień. Dzieci jeszcze spały. To była typowa leniwa sobota. Nie trzeba było iść do szkoły, a na wycieczkę z rodzicami nie można było pojechać, bo tata chce kupić nowe rowery dla całej rodziny. To oznacza, że będą ich z mamą szukać od rana do wieczora.

W pokoju dziecięcym było jednak słychać jakiś hałas. Rzeczy same wędrowały z miejsca na miejsce. Firanka sama się odsłaniała i zasłaniała. Książki niepodziewanie wyciągały się z półki i ktoś niewidzialny je kartkował. Spod łóżka Maksia ktoś zaczął wyrzucać dawno zgubione kostki, niedawno zgubione kółka autka i zapomnianego plastikowego żółwia, którego dzieci dostały na któreś urodziny.

Majka zaczęła się wiercić. Usiadła z otwartymi oczami na brzegu łóżka. Spuściła nogi na ziemię.

„Aaaaaaaau!“ – krzyknęła i obudziła Maksia.

„Co się dzieje” – Maksio wyskoczył z łóżka i też wrzasnął:„ Aaaaaaaaaau!”.

Dzieci rozcierały swoje obolałe stopy i rozglądały się wokół siebie. Wszystko było poprzekładane. Na ziemi leżały rzeczy ze stołu i ktoś ciągle wyrzucał spod łóżek rzeczy, które myślały, że już zgubiły. Maksio nadepnął na małe autko, a Majka na swoją starą niebieską spinkę. Gdy zobaczyli, że spod łóżek wciąż wylatują jakieś zakurzone rzeczy, mrugnęli do siebie i powoli wdrapali się na łóżko Maksia. Tam przykryli się pierzyną i spod niej zerkali, co dzieje się w ich pokoju.

„Co robimy?“ – szepnęła Majka.

„Nie wiem“ – jeszcze ciszej wyszeptał Maksio – „Chyba musimy poczekać, zobaczyć co to jest, a potem zaczniemy krzyczeć“.

Spod łóżka wynurzyła się biała postać.

„Straszydłoooooo!” – chciała krzyknąć Majka, ale Maksio zasłonił jej usta ręką.

„Przestań, spójrz!“ – spod białej koszulki, którą kiedyś Maksio rzucił na podłogę, a ona jakimś cudem zawędrowała pod łóżko, wyglądały przestraszone oczy ich kolegi Kaszka.

„Kaszko?!” – niedowierzając wyszeptała Majka.

„Przepraszam, przyjaciele, ale całą noc nie mogę spać“ – tłumaczył się Kaszko.

„I dlatego, że nie możesz spać, musiałeś przyjść do naszego pokoju i zrobić tu taki bałagan?“ – wyjrzała spod pierzyny już zupełnie przytomna Majka.

„Nie, nie dlatego“ – powiedział Kaszko.

„A dlaczego?“ – dopytywał Maksio.

„Zgubiłem coś. Coś bardzo ważnego“ – zaczął jakoś tajemniczo Kaszko.

„Co?“ – zapytały dzieci po chwili milczenia.

„Moją czarodziejską monetę“ – Kaszko pokazał pustą małą kieszonkę w swoim płaszczu.

„Czarodziejską monetę?“ – spytały dzieci. 

„My duchy też mamy swoje sklepy, tak samo, jak swoje biblioteki. No i wszędzie tam musimy płacić, ale my nie mamy takich pieniędzy jak wy. Każdy duch ma tylko jedną monetę, za którą może sobie kupić, co chce. Nie musi jej nigdzie dawać, wystarczy, że ją pokaże i może sobie wybrać, co chce“ – wyjaśnił duch.

„Ciekawe” – odpowiedziały dzieci.

„No, ale ja swoją gdzieś zgubiłem“ – Kaszko znowu się zdenerwował. „Szukałem jej już wszędzie. Teraz czeka mnie kara za zgubienie i nieskończenie długie czekanie na nową monetę”.

„A nie możesz jej wyczarować?“ – logicznie spytał Maksio.

„Albo zrobić?“ – zapytała Majka.

„Widzisz, Majko, nie pomyślałem o tym. Zrobi, zrobić!“ – zaczął usilnie rozmyślać Kaszko, a dzieci tymczasem uprzątały z ziemi wszystko, co nie powinno na niej leżeć.

Kaszko chodził i latał po pokoju, coś do siebie mamrotał, aż nagle zatrzymał się w rogu pokoju: „Zrobię to. Chcecie zrobić razem ze mną?“ – spytał.

„Idem na to. Idete do toho so mnou?“

Dzieci nic nie rozumiejąc, spojrzały na przyjaciela. 

„Muszę sobie zrobić tę monetę. Pomożecie mi?“ – spytał Kaszko.

„Jasne!“ – zawołały dzieci i w kilka minut ubrały się, spakowały, umyły i włożyły dwie paczki kanapek do plecaka.

„Możemy iść!“ – oznajmiły.

„Zaczniemy od wsi Štós” – powiedział Kaszko i ruszyli na dworzec, z którego po kilu minutach odjechali autobusem do Štósu. 

,,Kaszko, ale przecież to jest uzdrowisko?“ – Majka starała się zrozumieć, dlaczego są właśnie tu. „Chcesz się najpierw wykąpać i trochę podleczyć…?“

„Ależ skąd!“ – odpowiedział Kaszko – „Rozejrzyj się wkoło. Widzisz tę piękną przyrodę. Uzdrowisko jest tu dlatego, że wszędzie wokół są góry, a w górach i lasach jest wiele leczniczych rzeczy. Najlepsze, najbardziej tajemnicze i najskuteczniejsze są zawsze w głębi, a nie na powierzchni”.

„Na przykład?“ – Majka wciąż nie rozumiała.

„Na przykład lecznicza woda” – Kaszko nachylił się w stronę dzieci i powiedział: „Ale nie zawsze tak tu było. Kiedyś tu były kopalnie. Dopiero potem powstało uzdrowisko. Właśnie tu, gdzie stoimy, w pewnej tajemnej sztolni, znajduje się pod ziemią kruszec, z którego można zrobić moją monetę“ – wyjaśnił Kaszko i goraczkowo znowu zaczął czegoś szukać. Teraz znów fruwał wokół przepięknie pachnących jodeł.

„Czego on znowu szuka?“ – Majka cichutko zapytała brata.

„Nie mam pojęcia“ – pokręcił głową Maksio.

„Mam!“ – Kaszko pokazał mały, zielony, prawie niezauważalny znak na jednej z jodeł – „Takich znaków musimy szukać, one nas zaprowadzą aż do tej starej sztolni”. 

Dzieci chodziły po lesie i szukały tajnych znaków na pachnących drzewach.

„Nic dziwnego, że jest tu uzdrowisko. Sam ten zapach i powietrze muszą leczyć“ – wzdychała Majka i wciągała zapach noskiem.

„Oczywiście, że leczą“ – przytaknął Kaszko i pobiegł szukać kolejnego tajnego znaku na drzewie. „W krainie Figle-Migle jest kilka miejsc, do których duchy udają się, by nabrać sił, a to jest jedno z nich. Kiedy już jesteśmy zmęczone lataniem i chronieniem ludzi, to przybywamy tu, zawisamy na drzewach jak nietoperze i oddychamy. Po trzech dniach czujemy się jak nowo narodzone”.

„Tu jest kolejny!“ – zawołał Maksio, po czym uśmiechnął się, wyobrażając sobie, jak Kaszko wisi na drzewie głową w dół i głęboko oddycha.

„Tu powinno być tutaj. Na tej górze” – Kaszko odgarnął trawę i opadające tu od lat igliwie oraz liście. Przed nimi był otwór w ziemi. 

„No i teraz... Do diabła!“ – krzyknął Kaszko.

„Co znowu się stało?“ – zaniepokoiły się dzieci.

„Zapomniałem zabrać kilof i łopatę“ – przyznał się Kaszko, ale wnet oprzytomniał: „Szybko, połknijcie to!” – dał dzieciom przyspieszacz – „Idziemy do Medzeva, to zaraz tutaj u podnóża góry”. 

„Idziemy do wuja Helmuta na kołaczyk?“ – ucieszył się Maksio.

„Nie mamy na to czasu. Idziemy do wielkiego młota. Może tam mają jakieś łopaty i kilofy”.

Po krótkiej chwilce byli w Medzevie. Podeszli do drewnianego budynku, który wyglądał jak mały młyn z kołem wodnym. Kiedy weszli na podwórko, jakiś mężczyzna właśnie skończył kuć łopatę ogromnym młotem, który poruszał się wraz z kołem młyńskim. Bolo to zadziwiające. Kaszko zauważył, że na ziemi leży kilof i pokazał go dzieciom.

„Dzień dobry!“ – rodzeństwo grzecznie się przywitało.

„Dobry!“ – odpowiedział wujek kowal – „Przyszliście obejrzeć naszą kuźnię?“

„Już ją znamy. Byliśmy tu na wycieczce. Wiemy, że tu robiono i dalej robi się najlepsze na świecie żelazne łopaty oraz inne rzeczy“ – przechwalały się przed kowalem dzieci – „Dziś chcieliśmy zapytać, czy możemy na chwilkę pożyczyć jedną łopatę i jeden kilof”.

„Czemuż by nie?” – roześmiał się kowal – „Jak dzieci chcą pracować i pomagać rodzicom, niech pomagają“ – a potem podał im swój kilof i łopatę. 

„Dziękujemy!“ – dzieci chwyciły w ręce ciężkie narzędzia. 

Pomachali sobie, a za rogiem dzieci z Kaszkiem ruszyły pędem z powrotem na górę, do Štósu, do starej sztolni.

Ledwie do niej weszli, a Kaszko zaczął kopać jak szalony.

„A nie możesz użyć jakichś czarów?“ – zapytał go Maksio, widząc, jak się męczy.

„To dziwne, ale nie mogę. Wszystkie czarodziejskie rzeczy muszą powstawać bez czarów. To im daje siłę. Czarodziejska moc wstępuje w nie później“ – tłumaczył Kaszko, kopiąc ile sił.

„Ciekawe“ – pomyślała Majka i zaczęła jeść kanapki, proponując je też Maksiowi. „Wszystkie czarodziejskie rzeczy muszą być najpierw całkiem zwyczajne, zanim się staną czarodziejskie. Dobreee”.

„Mam“ – przerwał jej rozmyślania Kaszko.

Podniósł z ziemi jakąś małą bryłkę.

„To jest ten czarodziejski kruszec, z którego muszę wykuć swoją monetę“ – pokazał Kaszko.

„Wykuć?“ – zdziwiło się rodzeństwo.

„Wracamy do Medzeva i tam ją wykujemy?“ – Majka zaczęła się pomału pakować.

„Nie! Tam mają ogromny młot. Musimy znaleźć jakąś mniejszą kuźnię“ – rozmyślał na głos Kaszko.

„Ale gdzie ją dziś znajdziemy?“ – zmartwił się trochę Maksio.

„W Moldavie nad Bodvą jest jedna. Kiedyś pracował w niej prapradziadek prapradziadka mojego prapradziadka. Teraz jest tam małe muzeum, ale kuźnia jest cała”.

„A czy ty wiesz, jak trzeba wykuć monetę?“ – zapytała Majka.

„No, nie do końca“ – przyznał się Kaszko – „ale mam nadzieję, że prapradziadek prapradziadka mojego prapradziadka wciąż tam mieszka. Przecież jest duchem tej kuźni”.

Natychmiast, gdy to powiedział, ruszyli na przystanek autobusowy i pojechali do pobliskiej Moldavy. Tam po krótkim spacerku przez miasto doszli do starej kuźni. Był to mały kamienny domek z drewnianym płotem. Weszli do środka. 

„Tutaj jest jak w bajce!“ – zachwycała się Majka.

Wszystko było tak, jak przed ponad stu laty. Duży piec, miechy do dmuchania, kowadło, maszyny do obrabiania podków, wszystkie potrzebne narzędzia kowalskie. W kolejnym pomieszczeniu były wystawione narzędzia piernikarzy, szewców i innych rzemieślników. W następnym była kuchnia, w której leżał na piecu jakiś stary duch z białymi włosami i długą brodą zaplecioną w warkocz. 

„Dziadkuuuuu!“ – zawołał Kaszko i podbiegł do pieca.

Białowłosy i białobrody duch otworzył oczy i mocno przytulił Kaszka. 

„Kaszko, tak długo cię nie widziałem!“ – wykrzyknął.

„Ja ciebie też, dziadku” – wyszeptał wzruszony Kaszko.

„To moi przyjaciele Maksio i Majka. Nie wiem czemu, ale nas widzą” – dodał.

„Cieszę się. Jestem dziadek Hubert” – dziadek–duch uśmiechnął się do dzieci.

„Miło nam“ – odpowiedziały dzieci, odwzajemniając uśmiech.

„Co cię tu sprowadza, praprawnuku praprawnuka mojego praprawnuka?“ – spytał stary duch.

„Otóż, to“ – Kaszko pokazał dziadkowi bryłkę tajemniczego kruszcu.

„Zgubiłeś swoją monetę“ – dziadek szybko się domyślił.

„Tak“ – powiedział zawstydzony Kaszko i spytał: „Pomożesz mi?“

„Oczywiście!“ – dziadek poklepał Kaszka po ramieniu i natychmiast rozpalił ogień, przygotował wszystkie narzędzia, a Kaszkowi dał kowalski fartuch. 

Dzieci wyjęły następne kanapki i jedząc chleb z morelowym dżemem, obserwowały, jak Kaszko z dziadkiem Hubertem robią z malutkiej bryłki kruszcu małą monetę.

„Ten dom ma ponad 150 lat. Natomiast jego wyposażenie przyniesiono tu z różnych starych domostw w Moldavie i okolicy“ – opowiadał dzieciom dziadek Hubert i uderzał raz mocniej, raz słabiej w bryłkę na kowadle. Kaszko trzymał bryłkę dużymi kleszczami, a kiedy było trzeba wkładał ją do ognia lub do wody. 

„Wszystkie narzędzia kowalskie są moje. Przeniesiono je z mojej kuźni, którą miałem w Moldavie. Kowal to najpiękniejszy zawód na świecie“ – rozmarzył się dziadek Hubert.

„Czemu?“ – zaciekawiły się dzieci.

„Z kawałka metalu, z bryłki rudy potrafi zrobić coś, co jest piękne lub pomaga komuś przemieszczać się albo żyć“ – tłumaczył dziadek.

„Na przykład podkowy dla koników, noże, kosy, obręcze do beczek“ – dodał Kaszko i wrzucił małą bryłkę do wody, a ta w niej zasyczała jak rozzłoszczony wąż lub spokojna kolejka parowa.

„A dlaczego są tu te buty z cholewami i narzędzia do ich wyrobu oraz narzędzia piernikarskie?“ – zapytał Maksio, dojadając swój kawałek kanapki.

„W Moldavie byli słynni szewcy i piernikarze, więc zgromadzono wszystkich pod jednym dachem“ – uśmiechnął się dziadek Hubert i obejrzał wykutą monetę.

„Piękna“ – zachwyciła się Majka, przełykając ostatni kęs chleba.

„A teraz praprawnuczku praprawnuka mojego praprawnuka już tylko musisz zanieść monetę w miejsce, gdzie przyroda łączy się z magią i zostawić ją tam na noc”. 

„Hmm, tego się nie spodziewałem“ – Kaszko znowu posmutniał, bo myślał: „Gdzież ja znajdę takie miejsce?”.

Dziadek Hubert z Kaszkiem usiedli i myśleli.

„A Debraď?“ – zapytała cicho Majka – „Byliśmy tam z tatą i mamą…“

„No, właśnie!“ – wszedł jej w słowo Maksio – „Tam jest kościółek w lesie. Ruiny starego kościoła łączą się z drzewami, które przez lata tam wyrosły”. 

„Lepszego bardziej magicznego miejsca, nie można sobie wymarzyć“ – powiedziała z dumą Majka.

Kaszko przeleciał po kuźni i z radości uściskał przyjaciół.

„To jest to!“ – potwierdził dziadek Hubert.

„No, to my ruszamy, dziadku. Wszystkiego dobrego!”

„Uciekaj, ty powsinogo!“ – dziadek Hubert pogłaskał Kaszka po włosach.

Kaszko chwycił za ręce swoich przyjaciół i pognał do wioski Debraď. Z niej po chwili dotarli polną dróżką do przepięknego miejsca. Była to polanka ze źródłem nazywanym źródłem świętego Władysława. 

„Oto źródło wody, które ponoć król Władysław wymodlił dla swojego wojska“ – Maksio pokazał i opowiedział Kaszkowi to, co jeszcze pamiętał z wycieczki z rodzicami.

Tuż przed nimi stał prześliczny kościółek. Z ziemi wystawały resztki starych murów i kamienie pozostałe z kościoła, który wznosił się tu przed ponad 600 laty, a wokół jego ruin i w nich rosły różne drzewa oraz rośliny. 

„To jest naprawdę jedno z najmistyczniejszych miejsc“ – wyszeptał Kaszko i wszedł do kościoła. 

Znalazł miejsce między kamieniami a korzeniami drzew. Rozejrzał się, czy nikt go nie widzi i włożył tam swoją monetę.

„Teraz musi tu leżeć całą noc“ – powiedział przyjaciołom. 

Jeszcze chwilę siedzieli w tym przepięknym miejscu. Maksio wyjął z plecaka ukulele i zaśpiewali piosenkę.

Kiedy skończyli śpiewać, zaczęli zbierać się do domu. Słoneczko już zachodziło. Po takim dniu dzieci spały jak susły. Kaszko siedział przy debraďskim kościółku wśród drzew i czekał. W pewnej chwili w miejscu, gdzie położył swoją monetę, pojawiła się zorza. Kaszko podszedł tam i zobaczył swoją nową czarodziejską monetę.

Podniósł ją z ziemi i natychmiast poleciał do jednego ze sklepików dla duchów, by kupić drobne upominki dla Maksia, Majki i oczywiście dla dziadka Huberta. Co to było? Zgadnijcie!

Nechce sa Vám čítať?  Pustite si nahrávku

Spoznajte čarovné miesta z príbehu

Rozprávkové novinky

Chcete byť vždy v strehu a vedieť o každej akcii vo vašom okolí či získať aktuálny tip na skvelý výlet? Nechajte nám svoj email a nič podstatné zo sveta Haravara vám neujde.
Košice Región Turizmus,
Bačíkova 7,
040 01 Košice, Slovakia
cross