Kaszko miał świetny humor. Był grudzień. Wszystko było skute lodem. Mróz malował w nocy szyby mieszkań, domów i aut. Kaszko latał od okna do okna i oglądał, co mróz namalował. Znalazł łąkę pełną kwiatów, burzowe chmury, obłoki ze słonkiem, słonia z mrówką, pająka w sieci i wiele innych przepięknych mrozowych malowideł. Nawet nie wiedział, kiedy podleciał do okna pokoju Maksia i Majki. Z uśmiechem zbliżył się do okna, spojrzał przez nie i o mało nie dostał zawału.
„Cóż to jest?“ – krzyknął przestraszony Kaszko.
Zajrzał jeszcze raz prze okno i jeszcze bardziej się przestraszył. Na całym oknie mróz namalował kwiaty, ale pośrodku szyby były wychuchane dwa kółka, prze które wyglądały najsmutniejsze dziecięce oczy.
Kaszko zbliżył się pomalutku do okna i trochę przestraszony zapytał:
„Przyjaciele, co się wam stało?“
Dzieci tylko westchnęły, cztery razy chlipnęły i dwa razy wywróciły oczami.
„Musiało stać się coś naprawdę ważnego“ – cicho wymamrotał Kaszko.
Zbliżył się do okna i wleciał przez nie do środka jak na prawdziwego ducha przystało. Przyjaciele ani drgnęli, tylko znów razem westchnęli.
„Powiedzcie mi wreszcie, co się stało?“ – dopytywał Kaszko.
„No co, co“ – zaczął Maksio, gdy odwrócili się od okna. „Kiedy mieliśmy przyjechać do krainy Figle-Migle, to dziadek nam opowiadał o tym, jak tu jest pięknie i o tym, jakie wspaniałe są tu zimy“.
„Phi, wspaniałe zimy“ – prychnęła w stronę okna Majka.
„A co się wam nie podoba?“ – zdziwił się Kaszko.
„Co?!“ – żachnął się Maksio.
„Brakuje nam tu śniegu!“ – Majka odwróciła się od okna. „Co roku chodziliśmy na sanki, na ślizgawki, lepiliśmy bałwana, rzucaliśmy śnieżkami“.
„Wszystko było cudnie białe“ – mówił dalej Maksio.
„Aha“ – zrozumiał Kaszko i powiedział: „No wiecie, nie zawsze tak jest“.
„Co jest nie zawsze tak jest?“ – spytała, nie rozumiejąc Majka.
„No, ze śniegiem. Ten prawdziwy, najlepszy na bałwany śnieg aniołowie robią ze swojego cukrowego lodu“ – tłumaczył Kaszko.
„Co?“ – dzieci wybałuszyły oczy jak cielę na malowane wrota.
„Przecież każdy mały duszek o tym wie,“ – nie rozumiał ich zdziwienia Kaszko – „że kiedy nie napada śnieg, to znaczy tylko jedno“.
„Że aniołowie są leniwi“ – ironicznie dodał Maksio.
„Ależ skąd. Tylko to, że nikt im nie dostarczył na umówione miejsce tych prawdziwych anielskich pierników do polukrowania“.
„A jakie to są, te prawdziwe anielskie pierniki i gdzie jest to umówione miejsce?“ – dopytywały dzieci.
„To są pierniczki zrobione z prawdziwego miodu i według starodawnej receptury ciotki Marii“ – pouczał dzieci Kaszko.
„Super!“ – ucieszyły się dzieci. „Miód kupimy w sklepie, a przepis jakiejś ciotki Marii też zdobędziemy“.
„Ha ha ha!“ – zaśmiał się Kaszko: „Nie w każdym sklepie mają prawdziwy miód. W niektórych jest to tylko płynny cukier. Najlepiej poszukać miodu u wuja pszczelarza“.
„A znasz takiego?“ – Majka spojrzała pytająco na Kaszka.
„Oczywiście. W krainie Figle-Migle jest ich kilku i takiej małej wiosce Hrabušice stworzyli mały pszczeli raj“.
„Pszczeli raj?“ – dzieci niedowierzały.
„No“ – mówił dalej Kaszko: „Mają tam ule, hotel dla pszczół, najpiękniejsze łąki w całej okolicy i dobrych ludzi, którzy dbają o pszczółki“.
„Brzmi ciekawie”. Dzieci trochę poweselały i spytały: „A myślisz, że jakiś prawdziwy miód, by się tam jeszcze znalazł?“
„Na pewno. Przecież to pasieka. Gdyby to nie była zima, to pokazaliby wam także ule od środka albo jak pszczółki gromadzą nektar i robią miód“.
„Hmmm, skoro tak, to wiosną wybierzemy się tam z rodzicami na wycieczkę“ – pomyślał Maksio – „Teraz jednak potrzebujemy miodu na pierniczki“.
„Masz rację, Maksiu“ – przytaknął mu Kaszko. „Na wiosnę przyjedziecie z mamą i tatą do pasieki obejrzeć pszczółki, a my teraz polecimy tam po dobry miodzik. A po drodze zatrzymamy się na Zamku Spiskim“.
„Na Zamku Spiskim?“ – zapytały zaskoczone dzieci.
„No pewnie!” – powiedział Kaszko i wyjaśnił zdziwionym przyjaciołom: „Są tam dwie rzeczy, których potrzebujemy: przepis i stary piec, który zbudowano dokładnie tak, jak dawniej stawiano piece. To dlatego upieczone w nim pierniczki najbardziej smakują aniołkom“.
„Naprawdę pojedziemy na zamek piec pierniczki?“ – Majce omal oczy nie wyskoczyły z orbit.
„Pewnie, ruszajmy!“ – zarządził Kaszko.
Dzieci założyły najcieplejsze ubrania, jakie miały, wciągnęły na ręce rękawice, Kaszko dał im troszkę przyspieszacza zwyczajnego i już po chwili szybowali nad Zamkiem Spiskim.
„Najpierw musimy zdobyć miód, dopiero potem pójdziemy na zamek“ – krzyknął Kaszko, widząc, że dzieci najchętniej już by wylądowały.
„Popatrz, Maksiu!“ – Majka wskazała palcem w dół.
„Chyba jesteśmy na miejscu“ – mruknął pod nosem Maksio, a Kaszko zaczął opadać na ziemię.
Pod nimi były ustawione w kręgu różne dziwne domki, malowane pnie drzew i wielka brama. Wylądowali.
„Tu jest pasieka?“ – zapytały dzieci.
„Nie widzicie?! Tam są ule,“ – Kaszko pokazał im malowane pnie drzew – „tam jest hotel dla pszczół, a tam brama“.
„Myślałem, że to jakiś stary indiański totem, a to ul“ – dziwił się Maksio, oglądając z bliska ule.
„Ale gdzie jest miód?“ – rozglądała się Majka.
„Poczekajcie“ – uspokajał dzieci Kaszko.
Podszedł do jednego z uli, zatarł ręce i przez małą szparkę, którą wiosną i latem latają pszczoły, coś wyszeptał. W szparze pojawiła się wielka pszczela głowa w małej czapeczce.
„Kaszko?“ – wyszeptała pszczela głowa i ziewając zapytała: „To naprawdę ty?“
„To ja, Wasza Wysokość” – odpowiedział Kaszko.
„Czemu mnie budzisz?“ – głowa spojrzała z wyrzutem na Kaszka.
„Proszę o wybaczenie, ale potrzebujemy dobrego miodu“.
„Dobrego miodu, dobrego miodu, a po co?“ – dopytywała królowa pszczół.
„Spójrz dookoła!“ – pokazał na zamarzniętą okolicę. „Wszystko skute lodem, ale nie ma śniegu. Chcemy upiec pierniczki dla aniołków“. s
„Aha!“ – zrozumiała królowa pszczół: „To zupełnie inna sprawa. Mamy tu w pasiece odłożony miód dla naszych najlepszych przyjaciół i na wypadek, gdyby wiosną wyrosło mało kwiatków“.
„Czy moglibyśmy go troszkę dostać?“ – zapytała Majka.
„To moi przyjaciele Majka i Maksio“ – wyjaśnił Kaszko zaskoczonej królowej – „widzą duchy i słyszą naszą mowę. Nie wiem czemu, ale tak jest“.
„Bardzo mi miło“ – królowa lekko skinęła głową. „Znajdźcie ul z narysowaną pszczołą, a pod nim znajdziecie nasze zapasy najlepszego miodu.“
„Dziękujemy” – wszyscy pokłonili się królowej.
„Weźcie sobie, ile potrzebujecie i przychodźcie znów. Tylko nie budźcie mnie, proszę” – usłyszeli głos dobiegający już z ula, bo królowa pszczół poszła z powrotem spać.
Maksio z Majką znaleźli w pszczelim raju, tuż obok małej wiaty z różnymi drewienkami, ul z namalowaną pszczółką i zaczęli pod nim kopać. Po chwilce trafili na małe słoiczki pełne miodu. Wzięli sobie trzy.
„To teraz prędko na Zamek Spiski!“ – krzyknęli razem.
Za kilku chwilach dolecieli do zamku.
„Jest naprawdę olbrzymi“ – powiedział Maksio wpatrując się w przepiękne mury zamku.
„To jeden z największych zamków w okolicy“ – zachwycał się Kaszko.
„Musiało tu być pięknie, kiedy jeszcze mieszkali w nim ludzie, a panie na zamku urządzały bale i przyjęcia“ – rozmarzyła się Majka – „i uczty z tańcami“.
„I kiedy pieczono tu te najlepsze pierniki w okolicy” – dopowiedział Kaszko i wskazał na jeden z zadaszonych budynków zamku, po czym do niego pobiegł.
„Poczekaj!” – wołały dzieci, biegnąc za nim.
Otworzyli małe drzwiczki i weszli do środka.
„OOOOOOO“ – dzieci rozdziawiły buzie i stanęły jak wryte. Byli w przepięknej zabytkowej kuchni, w której wszystko pachniało, wszystko mieniło się całą paletą barw, od czarnej przez fioletową aż po białą. W stojącym w rogu starym piecu trzaskał ogień. Na stole już stały drewniane miski z pachnącymi przyprawami i różne wałki, misy, warzechy.
Koło pieca krzątały się jakieś białe postacie, które, gdy tylko weszli do środka, stanęły i rzuciły się w stronę Kaszka.
„No nareszcie, druhu!” – objęły Kaszka i dały mu kucharski fartuch – „Myśleliśmy, że już nie przyjdziecie“.
„Jak mówię, że przyjdziemy, to przyjdziemy“ – powiedział Kaszko zakładając na głowę kucharską czapkę. „Nie ma nic ważniejszego niż to, żeby Boże Narodzenie było białe“.
„Masz absolutną rację!“ – krzyknęła mała biała dziewczynka i zapytała: „Masz to?“
Kaszko pstryknął palcami i wskazał na Maksia, a ten w mig zrozumiał, więc wyciągnął trzy słoiczki miodu.
„To są moi koledzy, nadworni kucharze rodu Zápolyów, czyli ostatniego szlacheckiego rodu, który władał tym zamkiem“ – ruchem głowy wskazał swoich białych towarzyszy – „Jędrzej, Jakub, Maryna…, a z resztą sami się poznajcie“.
Kaszko, Jakub, Jędrzej i Marynka chwycili się za ręce, coś szeptem powiedzieli wiatru i zjawiła się biblioteka duchów. Wzięli z niej książkę z najstarszymi przepisami ciotki Marii i zabrali się do roboty.
Podczas wspólnego przygotowywania ciasta, a potem wykrawania z niego pierniczków w różnych kształtach, białe postacie opowiadały Maksiowi i Majce o Zamku Spiskim. O tym, że niegdyś była tu pradawna osada, potem mieszkali Celtowie, a przed około 800 laty zbudowano tym wzgórzu zamek.
„Wiódł tędy ważny trakt, a zamek był znakomitym miejscem do obrony“ – wałkując mówił Jakub.
„Potem Słowację i całą Europę najechali Mongołowie, więc zamek rozrósł się jeszcze bardziej, by mógł chronić całą okolicę,“ – dodał Jędrzej – „ a potem kolejni panowie przebudowywali go, rozbudowywali, dobudowywali“.
„Aż stał się monumentalną budowlą na skale“ – skróciła opowieść Marynka wykrawając ostatni piernikowy domek.
„Naszych panów nie było stać na utrzymanie całego tego zamku, więc przenieśli się gdzie indziej, a zamek niszczał“ – dodał Kaszko i włożył pierniczki do nagrzanego pieca.
„Dlatego my, kiedy już zostaliśmy duchami, zamieszkaliśmy w nim“ – rzekł Jędrzej i usiadł na drewnianym rzeźbionym krześle.
„A gdzie zaniesiemy te pierniczki, żeby aniołki mogły je polukrować?“ – zapytała nagle Majka i wciągnęła powietrze głęboko nosem, bo w kuchni unosił się przecudny zapach pierników kojarzący się z Bożym Narodzeniem tak samo jak choinka.
„No przecież do Betlejem, tam gdzie narodził się mały Jezusek“ – rzucił niby mimochodem Kaszko.
„Pojedziemy do Betlejem?“ – dzieci nie wierzyły własnym uszom – „i to jeszcze dziś?“
„No prawda“ – zadumał się Kaszko – „chyba byśmy nie zdążyli”.
Jakub stuknął w stół i tajemniczo przemówił:
„Możecie zanieść pierniczki na dowolne miejsce, które się nazywa Betlejem. To nie musi być Betlejem w Izraelu. Wszystkie miejsca na świecie, które tak się nazywają są w pewien sposób połączone z tym izraelskim Betlejem, w którym narodził się Jezusek“.
„Ale gdzie znajdziemy takie miejsce?“ – rozpaczliwie dopytywały dzieci i spoglądały przez kuchenne okienko hen na niebo, na którym słonko już zachodziło za widocznymi stąd szczytami Tatr.
„Może tu niedaleko zamku mamy Betlejem?“ – szepnęła Marynka.
„Jerozolima, Jerozolima“ – uporczywie myślał Kaszko. „Dajcie mi mapę świata“.
Duszki znowu sprowadziły swoją bibliotekę i rozwinęły mapę.
„Pokażcie mi Betlejem“ – rozkazał Kaszko.
W powietrzu pojawił się plan Betlejem.
„Widzicie to“ – uśmiechnął się Kaszko.
„No widzimy, ale co nam pomoże to, że widzimy?“
„Patrzcie uważnie“ – nalegał Kaszko j jeszcze bardziej się uśmiechał.
„Nie rozumiem“ – Maksio drapał się po głowie, a Majka po nosie.
„Tu jest Betlejem,“ – Kaszko pokazał na mapie – „a tuż obok niego jest Jerozolima. Są jak jedno miasto. Tu, gdzie jedno się kończy, drugie się zaczyna“.
„Wciąż nie rozumiem“ – już nawet koledzy Kaszka zaczęli zachodzić w głowę.
„Wystarczy, jeśli zaniesiemy nasze pierniczki do spiskiej Jerozolimy i położymy je na tej granicy miasta. Wtedy właściwie znajdą się w Betlejem“ – Kaszko stuknął w mapę.
„Ahaaaa“ – wszyscy odetchnęli z ulgą.
„Czy to zadziała?“ – powątpiewająco zapytała Majka.
„Zobaczymy“ – powiedział Kaszko zamykając bibliotekę – „Nie mamy innego wyjścia“.
Zanim pierniczki się upiełkły, dzieci dowiedziały się co nieco o Spiskiej Jerozolimie.
„Przed ponad czterystu laty było tu w okolicy kilka klasztorów, a w klasztorach były świetne szkoły. Najlepszymi nauczycielami byli wtedy mnisi z zakonu jezuitów. Byli również w tej okolicy” – powiedział Kaszko.
„Pewnego ranka jeden z mnichów wspiął się na wieżę kościoła w Spiskiej Kapitule, a kiedy zobaczył krajobraz z potokiem, małymi wzgórkami i dolinkami, to o mało nie spadł z dachu“ – uzupełnił wykład Kaszka Jakub.
„Czemu?“ – szepnął zaciekawiony Maksio – „Zobaczył coś strasznego?“
„Nie!“ – zaśmiała się Marynka – „Zanim ten mnich przyjechał tu do Figli-Migli, był w Izraelu i zawędrował również do Betlejem i Jerozolimy. No i kiedy zobaczył strumyk i te pagórki, zdał sobie sprawę, że wyglądają jak w Jerozolimie“.
„Wtedy zbudowano tu różne kapliczki i kościółki, które rozmieszczono tak, jak stoją w Jerozolimie przy znanej drodze krzyżowej“ – dokończył Kaszko. „Tu w Figlach-Miglach zbudowano więc część Jerozolimy“.
„Fantastycznie!“ – wykrzyknęła Majka.
„Gotoweee!“ – wesoło zawołała Marynka wyciągając pierniki z pieca. Włożyli je do Maksia plecaka i poszli w stronę kościoła św. Marcina, który stoi na miejscu, gdzie w Jerozolimie spożyto ostatnią wieczerzę.
„Stąd musimy przejść osiemnaście kroków w tamtym kierunku, żebyśmy znaleźli się na granicy Jerozolimy i Betlejem“ – Kaszko wskazał ręką kierunek.
Doszli do opuszczonego miejsca na pięknej zimowej łące. Położyli na ziemi pierniczki, rozejrzeli się, czy już nie biegną po nie aniołki.
„Nic więcej już tu nie możemy zrobić“ – Kaszko chwycił za ręce trzęsących się z zimna przyjaciół i zaniósł ich na stację kolejową. Tam wsiedli do pospiesznego do Koszyc. Maksio z Majką siedzieli jak na igłach i wyglądali przez okno. Maksio sięgnął do jednej ze swoich kieszeni i wyjął drumlę. Zaczął w nią powoli brzdąkać. Drumla i regularny stukot pociągu szybko uśpiły dzieci.
„Obudźcie się!“ – szeptał im już dobrą chwilę do ucha Kaszko.
„Co, już jesteśmy w domu?“ – dzieci otworzyły oczy i zobaczyły podejrzanie uśmiechającego się Kaszka.
„Co ci się stało?“ – zapytał go Maksio.
„Wyjrzyjcie za okno!“ – odpowiedział Kaszko.
Za oknem sypał gęsty śnieg. Dzieci wysiadły z pociągu, a idąc do domu zastawiały ślady w białym puchu. Wydawało im się, że śnieg pachnie piernikami. Leżąc w łóżkach wyobrażały sobie, jak aniołki jedzą ich pierniki i sypią śniegiem, obsypując całą Ziemię.
Uśmiechały się tak, że nawet księżyc przy nich zbladł i musiał się ze wstydu skryć za chmurką.