Nadchodził wieczór. Maksio i Majka siedzieli na swoich łóżkach, wyglądali przez okno i raz po raz wzdychali.
„Ależ to był długi dzień” – zajęczał Maksio patrząc w niebo.
„Nieskończenie długi…” – dodała Majka, przekładając lakiery do paznokci z jednej torebki do drugiej.
„Co to takiego?” – ożywił się Maksio.
„Gdzie?” – zaciekawiła się Majka.
„Tam, w oddali, za oknem” – Maksio pokazał palcem w stronę oświetlonej wieży katedry św. Elżbiety. – „Czy to przypadkiem nie jest...?”.
I zanim dokończył zdanie, okno otworzyło się na oścież, a do pokoju wleciał Kaszko. Był cały w skowronkach, uśmiechnięty od ucha do ucha i tylko latał w tę i we w tę po całym pokoju.
„Co ty wyprawiasz, Kaszko?” – krzyknęła Majka.
„Ale o co ci chodzi? Przecież nic nie robię. A poza tym nie latam, tylko lewituję!” – uściślił Kaszko i zrobił piruet pod sufitem.
„Świetnie. Ty sobie lewkujesz, a my tu umieramy z nudów!” – przecedził przez zęby Maksio.
„Nie lewkuję, tylko lewituję” – poprawił go Kaszko. – „Ale jeśli chcesz, mogę zacząć lewkować”. I ryknął przerażająco udając lwa z afrykańskiego buszu.
„Dosyć tego!” – wrzasnęło zgodnie rodzeństwo. – „Cały dzień na ciebie czekaliśmy!”.
„Przepraszam, ale coś mnie dziś zatrzymało. Pamiętacie, jak byliśmy w Slavošovcach? – zapytał. – „Przedstawiłem wam wtedy rodzinę duchów.” – przypomniał.
„Jasne, że pamiętamy”.
„Brakowało tylko kuzyna Bukiego” – powiedział Kaszko i rozbłysły mu oczy. – „Myślałem, że przeprowadził się do innego miasta, ale okazało się, że został wierny Koszycom, tylko ciągle mijaliśmy się”.
„Jak mogliście się mijać?” – zapytała Majka.
„Normalnie. A czy ty widujesz się na co dzień ze wszystkimi koleżankami i kuzynkami, które mieszkają na osiedlu?”.
„No nie” – przyznała Majka.
„Właśnie. Po prostu każdy z nas latał w inne miejsce” – wyjaśnił Kaszko unosząc się pod sufit.
Spojrzał z góry na swoich przyjaciół, a widząc ich znudzone miny, wpadł na pewien pomysł.
„Chcecie poznać Bukiego?” – zapytał.
„Teraz?!” – zdumiało się rodzeństwo.
„A niby kiedy? Teraz jest najlepszy czas. Wczoraj już nie zdążymy, a jutro może być za późno” – zażartował duszek.
Dzieciom zaświeciły się oczy i zadrżały kolana z podekscytowania.
„Wchodzimy w to!” – zgodnie potwierdziły.
„Ale najpierw muszę sprawdzić, gdzie teraz jest”.
Kaszko wyjął z kieszeni coś, co wyglądało jak rurka, włożył to do ust i zagwizdał. Dzieci niczego nie usłyszały, ale zauważyły, że z pobliskiej brzozy zerwały się wszystkie nietoperze. Najwyraźniej usłyszały jakiś dźwięk.
„To specjalna piszczałka. Zrobiliśmy ją razem z Bukim, żeby dawać sobie sygnały” – wyjaśnił Kaszko. – „Już go słyszę. Jest gdzieś w okolicy ZOO. Idziemy?”.
„Nie gadaj tyle, tylko ruszajmy w drogę!”
– niecierpliwił się Maksio.
Kaszko chwycił przyjaciół za ręce, wymruczał pod nosem jakieś zaklęcie i polecieli.
„Tam jest ZOO!” – krzyknęła Majka.
„Nikogo nie widzę…” – mamrotał Kaszko.
„Heeeej, Kaszko, kuzynie!” – odezwało się ze wzgórza niedaleko ogrodu zoologicznego. – „Tu jestem!”.
Kaszko dostrzegł na wzgórzu jakąś kropkę, która nagle zamieniła się w ognistą linię i z impetem zjechała w dół.
„To musi być on” – stwierdził Kaszko, mając na myśli ognistą linię.
Przylecieli na wzgórze, pod którym znajdował tor bobslejowy.
„Co to takiego?” – zdziwiła się Majka.
„Tor bobslejowy. Nie byliście tu nigdy?” – zdziwił się Kaszko.
„Nie” – odpowiedział Maksio, rozglądając się niepewnie.
„Zawsze chodziliśmy tu zimą, kiedy był śnieg. Buki zawsze był najszybszy” – powiedział duszek.
„A Kaszko najwolniejszy” – odezwał się ktoś za ich plecami.
„Bo trochę hamowałem” – przyznał się Kaszko. – „Chciałem widzieć, co się dzieje”.
Dzieci obejrzały się i ujrzały wyrośniętego, włochatego ducha, który bardziej przypominał Yeti niż człowieka. Był wzrostu ich taty, a z jego głowy sterczały rogi. Ale jeden z rogów wyglądał jak liść z drzewa i tak samo się zachowywał.
„Ależ on duży” – pomyślała Majka na widok Bukiego.
„Każdy duch może wybrać, jak chce wyglądać, a Buki chciał być straszny i słodki jednocześnie” – powiedział Kaszko, jakby czytał jej w myślach.
Buki wyciągnął rękę do Maksia i Majki.
„Nazywam się Buki i jestem z rodu Dobroduchów”.
„Ja jestem Maksio, a to moja siostra Majka”.
Buki szarmancko pocałował ją w dłoń, aż zaniemówiła z wrażenia.
„Czyżbym cię zaskoczył? Tak zachowują się wszystkie miejskie duchy”.
„Tak, czyli jak?” – odezwała się Majka.
„Są szarmanckie”.
„Aha. To całkiem miłe” – powiedziała Majka, uśmiechając się słodko.
„A więc to są twoi przyjaciele” – Buki przyjrzał się Maksiowi i Majce. – „Podobają mi się”.
„To najgrzeczniejsze dzieci w całych Koszycach” – pochwalił ich Kaszko.
„A więc wy też mieszkacie w Koszycach?” – upewniał się Buki.
Maksio i Majka kiwnęli głowami.
„I nie byliście na torze bobslejowym?” – zdumiał się ich nowy kolega.
„Nie” – przyznały dzieci.
„Nie szkodzi, my wam wszystko pokażemy” – obiecał Kaszko.
„Kiedy się przejedziemy?” – zapalił się Maksio.
„Jak tylko będziecie gotowi. Musicie jeszcze wybrać prędkość” – kuzyni wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
„Jak to wybrać prędkość?” – zdziwiła się Majka.
„Chcecie lecieć czy jechać?” – zapytał Kaszko.
„Lecieć!” – poderwał się Maksio.
„Lecieć…?” – Majka była przerażona.
„Nie bój się. Najwyżej zamkniesz oczy, a ja cię obejmę” – uspokajał ją brat.
„Obiecujesz?” – spytała, łapiąc go za rękę.
„Obiecuję” – Maksio podniósł do góry złączony palec wskazujący i środkowy. – „A poza tym jesteśmy pod opieką dwóch duchów”.
„To prawda” – przyznała mu rację siostra.
„To jak?” – odezwał się Buki, który w czasie, gdy Majka i Maksio ustalali ze sobą szczegóły, rozmawiał szeptem z kuzynem.
„Chcemy lecieć!” – krzyknęła Majka.
„Ale musicie nam coś obiecać” – nachylił się do dzieci Kaszko.
„Co takiego?”.
„Z nami możecie lecieć, ale kiedy pojedziecie sami, będziecie się trzymać toru, tak żeby Majka się nie bała” – poinstruował ich Kaszko.
„Zgoda!” – krzyknął Maksio.
„Majka pojedzie z Kaszkiem, a Maksio ze mną”
– zadecydował Buki.
„Startujemy pierwsi. Wsiadaj!” – Kaszko wskazał Majce miejsce w bobslejach.
Majka wsiadła, a Kaszko usadowił się tuż za nią.
„Stanę na dole i będę odmierzać czas” – powiedział Buki, mrugając do Kaszka.
„Tym razem przegrasz” – rzucił Kaszko i założył gogle, a na głowę starodawną czapkę saneczkarza.
„Zobaczymy” – zaśmiał się Buki i poleciał na dół.
„Gotowi… Do startu… Start!” – krzyknął Maksio, a gdy wypowiedział ostatnie słowo, sięgnął po harmonijkę i zagrał wesołą melodię.
Bobsleje leciały jak szalone. Majka miała chwilami uczucie, że wcale nie jadą wyznaczonym torem. W pewnej chwili zamknęła oczy z przerażenia. I właśnie wtedy poczuła ostre hamowanie.
„Nieźle ci poszło, kuzynie” – powiedział z uznaniem Buki. – „To twój najlepszy czas”.
„Tak myślałem. Lecieliśmy jak na złamanie karku, prawda Majka?” – zapytał Kaszko.
„Jak wicher w górach” – przyznała dziewczynka.
„Podobało ci się?” – chciał wiedzieć Buki.
„Było wspaniale” – odetchnęła z ulgą Majka. – „Ale następnym razem pojadę z Maksiem albo z mamą i będziemy trochę hamować…”.
„Jasna sprawa! Ale dziś urządzamy wyścigi” – poklepał ją po ramieniu Kaszko. – „I świetnie się spisałaś” – szepnął jej do ucha.
„Zostań na dole, kuzynie, a ja lecę do Maksia” – krzyknął Buki. – „Majka, staniesz na starcie?” – poprosił.
„Pewnie” – zgodziła się Majka.
„W takim razie chodź”.
Buki wziął Majkę pod ramię i polecieli.
„Masz taki sam styl latania jak Kaszko” – zauważyła, gdy szybowali w powietrzu.
„W końcu jesteśmy rodziną” – rzekł z dumą Buki.
Maksio już czekał w bobslejach. Buki usiadł tuż za nim i zapytał:
„Gotowy do startu?”.
„Ma się rozumieć!” – odpowiedział chłopiec.
„Nie bój się, jestem z tobą”.
„Wcale się nie boję” – zapewnił Maksio i dla kurażu zagrał na harmonijce marsza wojskowego. – „Jestem tylko trochę podekscytowany”.
„Jesteśmy gotowi!” – krzyknął Buki do Majki.
„Gotowi… Do startu… Start!” – I Buki z Maksiem polecieli.
„Co za prędkość!” – westchnęła Majka. – „Na pewno będą pierwsi”.
„Musimy dodać gazu, Maksio” – powiedział Buki.
„Gaz do dechy!” – zachęcił go Maksio, trzymając się mocno.
Buki w roztargnieniu wypowiedział jakieś zaklęcie i nagle bobsleje uniosły się w powietrzu.
„Buki, my przecież lecimy!” – krzyknął chłopiec.
„Wydaje ci się” – uspokajał go Buki. – „To przez prędkość”.
„To nie prędkość, spójrz w dół!”.
Buki zerknął w dół i zobaczył dwa wielbłądy, które ze zdziwieniem przyglądały się statkowi powietrznemu przelatującemu po niebie.
„Chyba masz rację” – przyznał Buki.
„Chyba?” – spytał Maksio z wyrzutem w głosie.
„Dobra, masz rację. Przygotuj się do lądowania”.
Buki rozpoczął hamowanie i powoli wylądowali na ziemi.
W tym czasie Kaszko czekał na dole, na końcu toru. Spojrzał na zegarek i triumfalnie oświadczył:
„Mamy zwycięstwo! Majka, wygraliśmy!”.
„Kaszkoooo! Buki z Maksiem gdzieś polecieli” – krzyknęła na pełne gardło Majka, biegnąc do Kaszka.
„Co takiego?” – zdumiał się Kaszko.
„Polecieli w stronę ZOO!”.
Kaszko chwycił Majkę za rękę i polecieli ich szukać.
„Nigdzie ich nie widzę” – wymamrotał po chwili zaniepokojony Kaszko.
„Zobacz! Tam są! Właśnie lądują!” – Majka wskazała miejsce powyżej lasu.
„Lećmy do nich!” – zawołał Kaszko
i udali się w stronę miejsca, gdzie wylądowały bobsleje. A gdy pojawili się tuż obok dwóch uciekinierów, Kaszko powitał ich słowami:
„Wygraliśmy!”.
„Pssst!” – uciszył go Buki.
„Jakie pssst? To wygraliśmy w końcu czy nie?” – zirytował się Kaszko.
„Nie mam pojęcia. Myślisz, że mogliśmy lecieć tak szybko, że znaleźliśmy się w przeszłości?” – zapytał zmieszany Buki.
„W przeszłości?!” – zdumiał się Kaszko.
„W jakiej przeszłości?” – zapytała niepewnie Majka, bo przypomniała sobie, że to miała być tylko krótka wyprawa i mama może się niepokoić. W okolicach ogrodu zoologicznego może by ich znalazła, ale w przeszłości?
„W odległej przeszłości” – wymamrotał Buki.
„A dlaczego mówisz szeptem?” – spytał Kaszko. I wtedy właśnie ujrzał Maksia, który gapił się w górę z rozdziawionymi ustami, nie ruszając się z miejsca.
Buki patrzył w jego stronę.
Kaszko z Majką spojrzeli w tym kierunku i zastygli w bezruchu tak samo jak Maksio i Buki. Na wzgórzu stał tyranozaur rex.
„Znaleźliśmy się w czasach prehistorycznych” – powiedział Buki.
„Ale jak to możliwe?” – wystraszył się Kaszko.
„Nie wiem, ale sam widzisz” – rzekł zdruzgotany Buki.
„Spójrzcie tam!” – Majka pociągnęła Bukiego za sweter, pokazując niewielkie jeziorko.
Obrócili głowy jak na komendę i zobaczyli kolejnego dinozaura. Rozejrzeli się wokół i stwierdzili, że wszędzie jest pełno prehistorycznych stworzeń.
„Tylko dlaczego się nie ruszają?” – zastanowił się Maksio.
„Dobre pytanie, kolego” – zauważył Buki.
„Podejdźmy trochę bliżej” – zaproponował Kaszko.
„Bliżej?!” – przeraziła się Majka.
„Musimy. Coś mi tu nie gra” – nie odpuszczał duszek.
Nagle odezwał się potężny ryk dinozaura.
Wszyscy pochowali się za drzewami i czekali, co się stanie. Po chwili Kaszko z Bukim wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i wyjrzeli zza drzew. Dinozaury wciąż stały w tym samym miejscu.
„I co?” – zapytał Maksio.
„Nie ruszyły się z miejsca” – odpowiedział w zamyśleniu Kaszko.
„Dziwne” – skwitował Buki. – „Podejdźmy bliżej”.
„Wy tu zaczekajcie” – polecił Kaszko dzieciom.
Majka z Maksiem kiwnęli głowami.
Buki z Kaszkiem powoli zbliżali się do prehistorycznych stworzeń posuwistym krokiem typowym dla duchów.
„Mamy cię!” – krzyknęli naraz, chwytając tyranozaura rexa za ogon i szyję.
Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
„Co to ma być?” – dziwili się Kaszko z Bukim, oglądając dinozaura z bliska.
„Już wiem!” – krzyknął Buki klepiąc się w czoło. – „Przecież jesteśmy w koszyckim ZOO,
a dokładniej w parku dinozaurów, jednym z najpiękniejszych na Słowacji. Dzieci mogą tu dowiedzieć się, jak wyglądał świat w mezozoiku” – wyjaśnił Buki.
„A te dinozaury to...” – zaczął Kaszko.
„Atrapy?” – wtrącił się Maksio.
„Coś w tym rodzaju” – potwierdził Buki.
„Świetna robota! Naprawdę przez chwilę bałam się, że przenieśliśmy się w czasie o parę milionów lat” – powiedziała Majka.
„Jak mogłaś tak pomyśleć?” – zarechotał się Buki.
„W końcu jesteśmy tu z dwoma duchami, którzy lubią figle i niezwykłe wyprawy, a na torze bobslejowym urządzają sobie wyścigi” – zauważył Maksio.
„Dobra, dobra, wystarczy…” – ucięły temat duchy.
„Możemy się przejść?” – spytała Majka.
„Oczywiście!”.
Cała czwórka przespacerowała się po dinoparku, podziwiając wspaniałe dinozaury, które wprawdzie nigdy tu nie występowały, ale gdzieś indziej na świecie – jak najbardziej.
„A czy dziś można jeszcze spotkać dinozaury?” – spytała Majka, podziwiając małego prehistorycznego gada.
„Naturalnie” – zapewnił ją Kaszko.
„Naprawdę?” – zawołały zdumione dzieci.
„Na przykład krokodyl, żółw czy nawet wieloryb, a także waran i struś są potomkami dinozaurów” – wyjaśnił duszek.
„Na przykład krokodyl, żółw czy nawet wieloryb, a także waran i struś są potomkami dinozaurów” – wyjaśnił duszek.
„Chodźcie” – zarządził Buki.
Kaszko i Buki chwycili dzieci za ręce i wlecieli do ZOO.
„Musicie zobaczyć strusia i emu”.
Dzieci przyglądały się zwierzętom z niemym podziwem.
„Wyobraźcie sobie, że mogły być pięć razy większe, miały wielkie pazury i ogromne dzioby” – Kaszko próbował pobudzić dziecięcą wyobraźnię.
„Spójrzcie na tygrysa” – odezwał się Buki.
Tygrysa właśnie oblizywał sobie wielką łapę.
„Jego przodek miał wieeeeelkie kły i dłuższą sierść”.
„Nigdy nie patrzyłem w ten sposób na zwierzęta w ZOO” – przyznał Maksio.
„A teraz możecie spróbować” – podsumował Kaszko.
Maksio z Majką biegali po ogrodzie zoologicznym, próbując wyobrazić sobie, jak wyglądał przodek każdego z mijanych zwierząt. Porządnie się przy tym zmęczyli. W końcu koszyckie ZOO jest największe na Słowacji i jednym z największych w Europie.
Dzieci podziwiały płazy i gady, drapieżne ptaki i zwierzęta egzotyczne, takie jak lamy, wielbłądy, zebry i inne.
Nawet nie zauważyły, kiedy na niebie pojawił się księżyc.
„Powinniśmy wracać do domu. Mama będzie nas szukać” – powiedziała Majka, która jako pierwsza zauważyła, że zrobiło się zupełnie ciemno.
„Pora na nas” – zgodził się Kaszko.
Duchy chwyciły dzieci za ręce i po chwili Majka z Maksiem byli z powrotem w domu.
Położyli się do łóżek i zasnęli głębokim snem.
Buki z Kaszkiem usiedli na parapecie i gapili się w księżyc.
„Masz super przyjaciół” – odezwał się Buki.
„Wiem. Możesz się czasem odezwać i pobawić się z nami”.
„Sam wiesz, że ostatnio dużo pracuję. Oprowadzam dzieci po Koszycach i zbieramy naklejki. Ale jeśli na mnie zagwiżdżesz, to na pewno przylecę.
A kiedy twoi przyjaciele zasną, urządzimy sobie wyścigi na torze bobslejowym.
Albo w parku miejskim lub…”.
„W jakimś innym fajnym miejscu, których w naszym mieście nie brakuje” – dokończył Kaszko.
„W moim mieście!” – zażartował Buki i dając kuksańca kuzynowi.
A potem wpatrywali się przez chwilę w wieżę katedry św. Elżbiety.
„Wybraliśmy sobie dobre miejsce do życia” – szepnął Buki.
„Cały region jest wspaniały!” – zawołał Kaszko.
„Wiadomo!”
– potwierdził Buki
i przybili sobie piątkę.
Ty też możesz poznać Dobroducha Bukiego! Odkryj 21 ciekawych miejsc z koszyckim paszportem.
Koszycki paszport został stworzony specjalnie dla wszystkich śmiałków i podróżników, którzy uwielbiają przygody i odkrywanie nowych miejsc. Twoim przewodnikiem będzie Dobroduch Buki, który zna wszystkie miejsca i oprowadza dzieci po najciekawszych atrakcjach, takich jak DinoPark, ogród zoologiczny, zabytkowa ciuchcia i wiele innych.
Poza tym Buki opowiada fascynujące historie i zadaje pytania, dzięki którym masz szansę zdobyć nagrodę! Odbierz swój paszport w centrum informacji turystycznej Visit Košice Infopoint, w wybranych hotelach lub mobilnym punkcie informacji turystycznej Visit Košice Cyklokiosk.