Kraina Figle-Migle jest co prawda mała, ale za to można w niej zobaczyć wszystkie cuda świata. A nawet znacznie więcej. Na przykład rosną tu drzewa, które rano tańczą, a tańcząc poskrzypują. Tego dnia skrzypienie tańczącego drzewa obudziło Kaszka.
Postanowił odwiedzić przyjaciół.
Maksio siedział na łóżku z figurką Batmana i grał na harmonijce, a Majka tańczyła w koło lampy z wulkanicznej lawy. Nagle nastała cisza. Harmonijka przestała grać. Maksio dmuchał i dmuchał, ale nawet nie pisnęła.
„Trudno, wezmę inny instrument” – powiedział Maksio i zajrzał do plecaka.
„O rety! Przecież pożyczyłem swoje instrumenty Jankowi z trzeciej ławki. A on właśnie wyjechał z rodzicami na wakacje” – posmutniał Maksio.
„Ale jak to? Nie przećwiczyłam jeszcze tańca, który mamy zatańczyć z okazji Dnia Ojca” – wyjęczała Majka ze łzami w oczach i skwaszoną minką.
„Nie bójcie się, coś wymyślimy!” – próbował podtrzymać ich na duchu Kaszko.
Gdy tak dumali, na parapecie przysiadł mały ptaszek i zaczął przepięknie śpiewać.
„Zaraz, zaraz! Mam pomysł! Spakujcie się. Jedziemy na wycieczkę!” – krzyknął uradowany Kaszko i założył francuski beret. Spojrzał na nieco wystraszonych przyjaciół i zapewnił ich:
„Bez obaw, do wieczora wrócicie w domu”.
Maksio i Majka szybko się spakowali.
„Weź baletki, Majko. Będziemy trenować tańce” – mrugnął okiem Kaszko.
Na dworcu znaleźli autobus do miejscowości Krásna Hôrka.
„Pokażę wam coś wspaniałego” – obiecywał Kaszko.
I rzeczywiście, jak tylko zjechali autobusem z górki, na którą wjeżdżali prawdziwymi serpentynami, ujrzeli zamek na wzgórzu. Wyglądał jakby był zrobiony z cukru albo upieczony z najbielszej mąki.
„Ale to jest zamek, a nie sala koncertowa!” – zauważyła Majka.
„A myślisz, że na zamku tylko ucztowano, planowano bitwy i sypiano? Byłem tu ostatnio ze swoimi braćmi i kuzynami. To było jakieś 350 lat temu. Chcieliśmy troszkę postraszyć wartowników. I przez cały dzień grała cudowna muzyka. Tańczyliśmy w nieskończoność” – rozmarzył się Kaszko.
„To ty umiesz tańczyć?” – zdziwiła się Majka.
„Żyję tu od ponad trzech tysięcy lat. Myślisz, że nie miałem dość czasu, żeby się nauczyć kroków?” – Kaszko udał obrażonego tym pytaniem.
Gdy skończyli się przekomarzać, znaleźli się na wzgórzu przed zamkiem.
„Chodźcie za mną!” – zawołał Kaszko.
Poprowadził ich przez wspaniałą kuchnię, przepiękne komnaty i salony…
„Jesteśmy na miejscu!” – powiedział.
Znaleźli się w pomieszczeniu pełnym instrumentów muzycznych. Był tu fortepian, skrzypce, wiolonczele, gitara i jakieś dziwaczne trąbki i bębny, które wyglądały jak kotły do gotowania gulaszu.
– Max, wybieraj! Majka, gdzie masz swoje baletki?
– Ależ to wszystko piękne – szeptała z zachwytem Majka.
Max rozdziawił usta i rozglądał się za jakimś instrumentem.
„To salon muzyczny. W tym miejscu siadywała niegdyś pani Franciszka Andrássy. Dawała lekcje muzyki swoim dzieciom i ich przyjaciołom. Siedziałem w kącie i przysłuchiwałem im się” – wspominał Kaszko. – „Jeśli chcecie zobaczyć jeszcze coś ciekawego, na wzgórzu znajduje się mauzoleum, w którym spoczywa Franciszka ze swoim małżonkiem”.
„Szkoda, że jesteśmy tylko w trójkę. Mają tu tyle instrumentów, że moglibyśmy stworzyć prawdziwą orkiestrę” – westchnął Maksio, którego zupełnie pochłonęło muzykowanie.
„Świetny pomysł!” – Kaszko aż podskoczył z wrażenia, rozejrzał się, czy ktoś przypadkiem nie idzie, chwycił przyjaciół za ręce i nagle znaleźli się razem z instrumentami w przewspaniałym ogrodzie przed zamkiem.
„Co za urocze miejsce!” – zachwycała się Majka.
„To Betliar” – powiedział Kaszko, jakby to jedno słowo wszystko tłumaczyło.
„Majka, zostań w ogrodzie i znajdź , sobie najlepsze miejsce do tańca. Maksio, chodź ze mną!” – poinstruował dzieci duszek.
Maksio z Kaszkiem weszli do zamku. Przechodzili przez niezwykłe komnaty, pokoje, saloniki.
„Gdyby tylko Majka to widziała…!” – westchnął Maksio.
„Najpierw znajdźmy bibliotekę!” – powiedział Kaszko i obrócił głowę. – „O, jest. Spójrz!
To najpiękniejsza biblioteka w całej krainie Figle-Migle”.
Kaszko szukał czegoś w starych książkach, a Maksio grał jakąś melodię na fortepianie.
„Tu jest!” – duszek po chwili wyjął starą księgę w czarnej oprawie.
Na okładce znajdowały się dwie skrzyżowane ręce z tajemniczym pierścieniem. Kaszko przekartkował ją, uśmiechnął się do siebie, zabrał księgę, złapał Maksia za rękę i poszli dalej.
Po chwili stanęli przed ogromnymi drzwiami, za którymi znajdowało się ciemne pomieszczenie pełne wypchanych zwierząt, na ścianach wisiały zwierzęce głowy i skóry.
„Co my tu robimy?” – szepnął Maksiu.
Kaszko nie odpowiedział. Otworzył księgę i wyszeptał jakieś zaklęcie.
Maksio podskoczył i wrzasnął jak oparzony. Skóra białego wilka, na której trzymał stopę, zaczęła się nadymać, poruszać i pomrukiwać. Wilk ożył. W ten sposób ożyły wszystkie zwierzęta w całym zamku. Nie były to tylko zwierzęta upolowane w krainie Figle-Migle, ale także te pochodzące z dalekiej Afryki.
Wszystkie podchodziły do Kaszka, a on szeptał im coś na ucho. Wówczas tajemniczo się uśmiechały i szły do parku.
Majka właśnie ćwiczyła piruety, kiedy ujrzała przed sobą wilka, niedźwiedzia, głuszca, trzy lisy, jelenia, dudka, rysia, słonia i wiele innych zwierząt.
Kaszko znów wymruczał pod nosem jakieś zaklęcie, opierając się na starej księdze i w łapkach każdego ze zwierząt pojawił się instrument muzyczny. Kiedy wszyscy byli gotowi, dał znak jeżowi, który wyjął jedną ze swoich igieł i zrobił z niej pałeczkę dyrygenta.
Ukłonił się, machnął pałeczką w stronę orkiestry i rozległa się muzyka.
Wydawało się, że każdy ma jakiś instrument. Zając grał na perkusji, lis brzdękał na gitarze, paw grał na harfie, a inny jeż na kastanietach. Tylko słoń nie miał żadnego instrumentu. Na szczęście miał swoją trąbę. A Kaszko z Majką odtańczyli do muzyki taniec z okazji Dnia Ojca.
Majka śmiała się i krzyczała:
„Ale się wszyscy zdziwią!”.
Kiedy muzyka ucichła, a tancerze ukłonili się nieistniejącej widowni, Kaszko wraz z przyjaciółmi podziękowali zwierzęcej orkiestrze. Potem Kaszko wymówił zaklęcie z czarnej księgi i zwierzęta posłusznie wróciły do zamku, a wszystkie instrumenty na swoje miejsce do salonu muzycznego. Cała trójka zaś była z powrotem w domu.
Następnego dnia nie tylko nauczycielka, ale i wszystkie dzieci patrzyły na występ Majki i Maksia z ogromnym podziwem.
Tata miał łzy w oczach, ale nikomu tego nie mówicie, bo ojcowie w krainie Figle-Migle za nic w świecie nie przyznaliby się do tego, że zdarza im się uronić łezkę.